
Ciemne, ciężkie chmury zbierają się w głowie a niebo przecież takie przejrzyste, takie wyraziste. Niebieskie i czyste. Pełnia lata. Bezsensowne kontrasty. I chociaż moje życie jest wspaniałe, to miewam godziny, dni i tygodnie, a niektórzy zapewne miesiące kiedy kompletnie tego nie czuję. Taka jest niewygodna, nieco szorstka i kanciasta prawda o mnie. Prawda, której wiele osób w ogóle nie dostrzega, bo przecież jestem też wulkanem energii i siły wewnętrznej. Odczuwam smutek, głęboko ludzką emocję. Tak już jest. Niezależnie od zajebistości momentów jakie akurat konstruuje, tworze i w nich jestem. Znacie?
I proszę nigdy nie mówić: szkoda życia na smutki. Można być smutnym, już można! Nawet jak na zewnątrz panuje ład i skład okraszony uśmiechem, to w środku mogą panować zgliszcza i istne pobojowisko. Nie jest ono fanaberią kobiety, która ma świetną rodzinę oraz szlachetne zdrowie. Nie ma tak zwanych trudnych emocji. Nie istnieją. To co staje się tu trudne, to odnalezienie skutecznych mechanizmów regulacji, zrozumienia i po prostu przeżywania emocji niezależnie jaki noszą znak.
Otoczenie najczęściej nie daje swobodnej zgody na smutek lub go pomija (mniej lub bardzo świadomie!). No wyobraźcie sobie, że ktoś mówi Wam: ‚złość piękności sprzyja‚ tudzież: ‚Smutno ci? a niech wybrzmiewa na swoje tempo, ta emocja przecież ma dużą dawkę wiedzy o tobie, o zastanej rzeczywistości, o innych’. Świat społeczny chce usunąć przeszkodę. Fuck off.
Skomentuj