
Spacerując dziś z Ewą, która smacznie spała w wózku, w towarzystwie opadów śniegu i styczniowego powietrza zastanawiałam się o czym mogłabym napisać. Zadałam więc sobie proste pytanie, a raczej kilka konkretnych pytań: z czym najczęściej mierzy się człowiek współczesny? Co najczęściej sprowadza do ciebie człowieka współczesnego? Co stanowi dominujący trud człowieka XXI wieku? Cóż… odpowiedź nasunęła się niezwłocznie, naturalnie, spontanicznie: ZABURZENIA LĘKOWE. I właśnie dlatego pochylę się nad lękiem, z którym zmaga się ogromna ilość osób niezależnie od wieku, płci czy szerokości geograficznej, w której akurat funkcjonujemy, niezależnie z jakiego środowiska się wywodzimy i jaki mamy status materialny.
Niezrozumiały przez nas samych strach, a tym bardziej przez nawet bliskie nam otoczenie stał się już dawno wszędobylski. Ten kto doświadczył lęku doskonale wie jak potrafi być on męczący i dewastujący radość życia codziennego. Znasz to? No to masz tak samo jak ja. Jestem lękowcem od kiedy sięgnę pamięcią. Mówię o tym otwarcie, bo rozumiem lękowców. Mało tego! dzięki własnym stanom, zaburzeniom lękowym jestem o wiele bardziej wydajna w procesie terapeutycznym jaki tworzę z pacjentami. W pracy z lękiem często i warto wyjść poza strefę komfortu (opuścić bezpieczny azyl), także poza obszar standardowego gabinetu terapeuty i dotrzeć do bardziej realnych, namacalnych ognisk lękowych, jakie nas wyniszczają w otaczającej rzeczywistości. Cóż… jeśli mamy poradzić sobie z dokuczliwym lękiem, to nie ma innej drogi jak stopniowa konfrontacja z nim. Brzmi zagrażająco prawda? Ale unikanie lękorodnych sytuacji stanowi wyłącznie i niestety mechanizm zabezpieczający. Nie rozwiążemy żadnego problemu nieustannie wycofując się, nawet mając w kieszeni najlepszą racjonalizacje własnej i kolejnej ucieczki. Ulga bywa kusząca, oj! coś o tym wiem. Sama parę razy w nią skręcałam. Z jakim efektem? Chwila rozluźnienia i koktajl emocjonalny gotowy! Niesmaczny! Zawierał wściekłość na siebie, bezsilność, olbrzymie pokłady frustracji i takie swoiste poczucie utraty własnego życia, wolności. W końcu dotarłam do pewnej refleksji w swoim życiu, w moich potyczkach z fobią społeczną. Jakiej? Otóż, że… chętnie przehandluję własne poczucie bezpieczeństwa za wolność psychiczną i nie tylko. Zrozumiałam też, że nie każdej jednostce zależy na wolności osobistej.
Spotkałam na swojej drodze zawodowej parę osób, które dosadnie dały mi do zrozumienia (oczywiście nie w twarz), że moja postawa w pracy z pacjentem odbiega od profesjonalnej . Dlaczego? Dlatego, że skutecznie skracam dystans. Dlatego, że sporo mówię o sobie, o własnych reakcjach i lękach, o pokonywaniu ich, bo się odkrywam i opuszczam własny gabinet wraz z pacjentem celem prowadzenia eksperymentów, na przykład i właśnie z lękiem. Przecież otoczenie zewnętrzne, daje nad wszystko realny, naturalny! i jakże! rozłożysty wachlarz ekspozycji na to, co wznieca lęki i fobie u człowieka. Praca z lękiem zostaje osadzona w namacalnej rzeczywistości/realiach życiowych, a nie wyłącznie w sztucznych i statycznych warunkach gabinetu terapeutycznego. Chociaż warto od niego zapewne zacząć i stopniowo je opuszczać na indywidualne tempo pacjenta. Nie chodzi tu o brutalne zanurzenie człowieka w lęku, ale przede wszystkim świadomość, iż najskuteczniejszym sposobem przezwyciężenia, na przykład fobii jest stawienie jej czoła. Unikanie sytuacji, która budzi przerażenie, podtrzymuje fobie bardziej niż cokolwiek innego. Tu sprawdza się technika małych kroków przy wsparciu terapeutycznym, które buduje realne poczucie bezpieczeństwa w obliczu zagrożenia. Dlaczego zatem nadal tyle osób cierpi na fobie skoro ekspozycja w warunkach naturalnych jest tak skuteczną metodą leczenia i ma taką siłę działania? Odpowiedź jest prosta. Mimo całej swojej skuteczności ekspozycja nie jest szczególnie łatwą lub przyjemną procedurą. Należy być gotowym do autentycznego i długofalowego zaangażowania w desensytyzację w warunkach naturalnych. W tempie danego człowieka, (które należy szanować), może zawierać się brak gotowości wobec podejmowania ryzyka, nieumiejętność znoszenia początkowego dyskomfortu, brak wytrwałości i systematyczności wobec trenowania ekspozycji i brak odwagi, który raczej będzie prowokował do szkalowania terapeuty w guglach aniżeli autentycznego zaangażowania się w proces leczenia.
Niektórzy z nas budzą się w nocy, budzą się nagle z gwałtownie bijącym sercem, z zawrotami głowy i lękiem, odczuciem, że zaraz umrę. Trzęsąc się jak osika, nie mamy pojęcia dlaczego?! Jak wielu z nas ma podobne napady, nie tylko nocą, ale i za dnia, w najmniej odpowiednich momentach? Gro! A może zdarzyło ci się znaleźć w miejscu publicznym, z którego w danym momencie nie ma opcji się wydostać i także poczułeś jak bardzo może walić twoje serce, a może twoja twarz nabrała karmazynowego odcienia? Boimy się nie tylko utraty kontroli nad sobą, ale i tego co inni pomyślą jeśli doświadczymy ataku, napadu lękowego! Spotkałam też w swojej praktyce zawodowej osoby, które krępowały się opowiedzieć o osobliwej obawie jaka ich dosięga podczas kierowania pojazdem. Podczas jazdy daną osobę ogarniał silny lęk, że potrąciła jakiegoś człowieka lub być może zwierzę. Nie słysząc podejrzanego odgłosu jaki powinno wytworzyć potrącenie człowieka lub zwierzęcia odczuwała ona silną potrzebę/przymus zawrócenia i pokonanie jeszcze raz tej samej trasy, aby upewnić się że nic się nie stało. Taki przymus sprawdzania może być upokarzający dla osoby, która jest inteligentna i zrealizowana życiowo.
Zmagamy się z takimi właśnie lękami. Nie jest to zwyczajny lęk. To lęk, który wymyka się spod kontroli. Osoba może czuć się bezsilna wobec tego, co się z nią dzieje. A poczucie bezsilności generuje jeszcze większy lęk. Taki lęk bardzo przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. Rozróżniamy w psychologii różne rodzaje zaburzeń lękowych: zaburzenie lękowe z napadami paniki, agorafobię, fobię społeczną, zaburzenie obsesyjno – kompulsyjne, uogólnione zaburzenie lękowe. Pamiętam moment, w którym wykonałam kluczowy krok w procesie leczenia własnej fobii społecznej, ale i innych lęków jakie mnie dotykają w codzienności. Pogodziłam się z tym, że… muszę zaakceptować coś czego nienawidzę i będzie to dość żmudny i trudny proces. W mojej pracy terapeutycznej, po zakończeniu procesu diagnostycznego stawiam przede wszystkim na świadomość i stopniową akceptację zaburzenia, które nas męczy i dręczy.
Lęk a mowa wewnętrzna?
O naszym nastroju i emocjach decyduje w dużej mierze, to co mówimy do siebie. Zamiast ‚w dużej mierze’ powinnam napisać przede wszystkim! Często mówimy to tak ekspresowo jak automatycznie, że nawet tego… nie zauważamy i mamy wrażenie, że to sytuacja zewnętrzna ‚tworzy’ w nas stany emocjonalne. A tak naprawdę podłożem naszych emocji i motywacji są nasze własne! interpretacje oraz myśli dotyczące tego, co się dzieje. Krótko mówiąc! Jesteś w dużej mierze (a może znów powinnam napisać: przede wszystkim!) odpowiedzialny za to co czujesz. Niby taka prosta prawda a jednak doświadczenie pokazuje, iż niekiedy można ją pojąć dopiero po długim czasie. Poza tym! Łatwiej jest winić za stany emocjonalne coś lub kogoś poza nami aniżeli wziąć odpowiedzialność za swoje reakcje. I tu fantastyczny NEWS: to właśnie gotowość do przyjęcia tej odpowiedzialności sprawia, że zaczynasz panować nad własnym życiem. To ja, to TY jesteś w największym stopniu odpowiedziany/a za swoje uczucia – zaakceptujmy to. To naprawdę czynnik decydujący o szczęśliwym, efektywnym wolnym d lęków życiu.
Warto pamiętać, że mowa wewnętrzna jest automatyczna i subtelna. Tak bardzo, że nie zauważamy jej samej i jej wpływu na nastrój, emocje. Warto poświęcić uwagę i czas na naukę zwalniania tempa i dostrzegać negatywny monolog wewnętrzny. Ktoś kiedyś mądrze powiedział: uważaj na to, co mówisz/myślisz o sobie, bo może się zdarzyć, że się usłyszysz. A na dodatek uwierzysz! Mowa wewnętrzna pojawia się w formie telegraficznej. jedno krótkie słowo zawiera cały szereg myśli, skojarzeń. Lękowa mowa wewnętrzna jest zazwyczaj irracjonalna, ale niemal zawsze wydaje się prawdziwa. Negatywna mowa wewnętrzna utrwala unikanie. Unikając, wzmacniam myśl, że coś jest niebezpieczne. Mowa wewnętrzna może inicjować napady paniki, zaostrzać je. To też ciąg złych nawyków. Uczymy się myśleć w ten sposób.
Nie każda mowa wewnętrzna brzmi identycznie. Przecież jesteśmy tacy różni, wewnętrznie skomplikowani a nasze osobowości tak różnorodnie ukształtowane. Osobowości mają też różne aspekty, które psychologia określiła mianem podosobowości. Poniżej przybliżę cztery najbardziej rozpowszechnione, które odgrywają znaczącą rolę u osób podatnych na lęk. Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z rodzajami mowy wewnętrznej poczułam, iż odnalazłam przewodnik po sobie samej! Siła tych wewnętrznych głosów bywa bardzo różna, przydatne może się okazać uszeregowanie ich od cichego szeptu po najbardziej donośny w odniesieniu do siebie samego.
I tak… CZARNOWIDZ, który sprzyja lękowi. Skurwysyn, który intensywnie podsuwa (zwłaszcza osobie lękowej) wyobrażenie najgorszego scenariusza zdarzeń. Potęguje panikę, wzmaga obawy: a jeśli to zawał serca? Co sobie o mnie pomyślą gdy zobaczą te czerwone plamy na mojej szyi, twarzy? Ulubione wyrażenie czarnowidza? co będzie, jeśli…
KRYTYK, który wykarmia niską samoocenę. Skurwiel, który nieustannie osądza nasze zachowanie, postępowanie. Koncertowo wytknie ci wady i ograniczenia. Wykorzysta każdy twój błąd, potknięcie aby ci przypomnieć, że jesteś nieudacznikiem. Krytyk skutecznie wytwarza lęk, deprecjonuje cię za to, że nie potrafisz sobie poradzić z lękiem, z napadem paniki. Niszczy za to, że stajemy się więźniem własnej psychiki, bo nie chodzisz w miejsca, w które zwykle chodziłeś, bo jesteś zależny/a od kogoś innego. Uwielbia porównania, w których oczywiście wypadasz gorzej, najgorzej. Nie dostrzega w tobie tego co najlepsze, pozytywne. Uwypukla słabości i niedoskonałości. W twoim dialogu krytyk może być uosobiony jako głos matki lub ojca, nauczyciela, który niegdyś gnębił lub kogokolwiek kto krzywdził cię surowością. Ulubione wyrażenia: zawiodłeś!
OFIARA, która sprzyja depresji. To część ciebie, która czuje się bezradna lub beznadziejna. Wytwarza lęk, mówiąc ci, że nie ma w twoim życiu żadnego progresu! a droga ku niemu jest zbyt długa i stroma abyś miał/a jakiekolwiek szanse. Ofiara skutecznie podsyca przekonanie, iż trawi cię jakaś ułomność, że z natury jest z tobą coś nie tak. Wierzy, że nigdy nic się nie zmieni. Ulubione wyrażenie: nie dam rady.
PERFEKCJONISTA, który sprzyja przewlekłemu stresowi i wypaleniu. Jest bliskim kuzynem krytyka, ale nie skupia się na deprecjonowaniu lecz na ponaglaniu, popędzaniu cię do lepszego radzenia sobie. To mistrz stawiania wygórowanej poprzeczki, do której najprawdopodobniej nigdy nie dosięgniesz lub będzie cię to bardzo dużo kosztować. Wytwarza lęk, permanentnie twierdząc, że za mało się starasz. Wszak! powinieneś/aś ciężej pracować, zawsze mieć wszystko pod kontrolą, być kompetentny, zawsze się podobać, powinieneś/aś zawsze _______(wpisz to, co zwykle sobie wmawiasz, wkręcasz). Perfekcjonista to ambitna część ciebie, która chce być najlepsza. Nie toleruje błędów, słabości. Będzie cię natrętnie przekonywał, że twoja wartość zależy od czynników zewnętrznych, takich jak na przykład status materialny, sukcesy zawodowe, akceptacja społeczna. Perfekcjonistę kompletnie nie interesują twoje wrodzone wartości natomiast namiętnie spycha cię w stres, wyczerpanie i wypalenie. Lekceważy sygnały płynące z organizmu. Ulubione wyrażenie: muszę
Jak identyfikować i odpierać negatywną mowę wewnętrzną? Myślę, że o tym napisze w kolejnym wpisie, bo i tak ten tu obecny jest rozwlekły.
Tymczasem reasumując: mowa wewnętrzna ma potężną moc! której warto zawierzyć. A przynajmniej podjąć próbę.
temat na czasie dla wszystkich lękowych ludzi a jest ich nie mało w tym i ja. I dzięki Tobie i mojej ciągłej pracy nad sobą potrafię już mówić i tym jak to ze mną jest i jestem bardziej świadoma tego co się ze mną dzieje. Przez to że o tym mówię zrzucam z siebie ogromny balast a przy tym odkrywam że inni też tak mają bi też zaczynają się odkrywać. Jednym idzie lepiej w innych widzę siebie z początku mojej drogi którzy w swoim zamkniętym świecie męczą się nadal z myślą oby nikt tego nie dostrzegł. Ale ja już nawet widzę pewną umiejętność w sobie dostrzegania takich osób albo jakoś je przyciągam ale w całej tej drodze z poznaniem mnóstwa metod pracy nad sobą trzeba wziąć się do roboty która nie jest łatwa ale wierzę że daje rezultaty ale najważniejsze jest znaleźć kogoś na początku kto Ciebie zrozumie, nie potępi bo przecież czujemy się beznadziejni i poprowadzi Cię za rękę, żeby potem móc oswoić się ze swoim lękiem z tym że on jest i nie ma się czego wstydzić, że trzeba nauczyć się z nim żyć z że to ludzkie i że nie tylko my tak mamy. A do tego właśnie potrzebny jest dobry Terapeuta. A taki który to zna od środka a nie tylko z teorii to najlepsze co może się trafić.
mamy podobnie Edyto 🙂 i nigdy nie przechodziłaś koło beznadziejności, chociaż wiem, że można się tak czuć/takie emocje. Jesteś świetnym człowiekiem, który chce i potrafi pracować nad sobą jak mało kto być w procesie. Do tego potężna samoświadomość. Kawał dobrej roboty! Jesteś za skromna Edyta! Wiele się od Ciebie nauczyłam i uczę. Dziękuję
To ja się od Ciebie uczę, pierwsze kroki stawiałam z Tobą i mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć w tej drodze jako profesjonalista. A droga będzie dłuuuga.
Rozgryzłam Perfekcjonistkę… Nigdy wystarczająca dobra, zawsze za mało wie, wszystko pod kontrolą… Początek pracy nad lękiem przed odpuszczeniem sobie…
trzeba dużo siły, odwagi i wytrwałości aby rozgryzać i ‚łamać’ te podosobowości Agnieszko. Masz to wszystko 🙂 Go Tiger!, ale ten Tiger nie musi być wiesz… idealny. Niech będzie sobą, bo cudny, z wszystkimi swoimi pęknięciami .
Jest ciężko, ale się nie poddaje, choć kłód nie brakuje. Uczę się siebie od nowa, otwieram, analizuje, zamykam co już niekoniecznie mi potrzebne Jestem dumna, że mam świadomość tego co we mnie dobre i to co nie najlepsze.
Ta świadomość to już ogromnie dużo, długa i niełatwa droga przed nami ale nie niemożliwa. Trzymam kciuki za nas. Damy radę.
Oj aż przeszedł mnie dreszcz czytając ten wpis bo od 3 lat walczę z silną nerwicą lękową….a zaczeło się od błachego wypadku, który jak zapalnik dynamitu uruchomił lawinę której skutki próbuję posprzątać do dziś. Jakże to straszne, że człowiek z ledwością daje namówić się rodzinie na leczenie farmakologiczne bo boi się nawet tabletek i tego co mogą z nim uczynić a co dopiero zmierzyć się z decyzją po sięgnać po pomoc drugiego człowieka, otworzyć się, wyrzygać z siebie całe bagno…ten wpis dał mi taki promień nadziei, że może w końcu odważę się skontaktować z Panią by sięgnąć po pomoc bo tak dalej nie dam rady żyć – z wyciętymi 3 latami z własnego życiorysu…
Może Pani polecić książki, które warto przeczytać będąc osobą z lękowym stylem przywiązania?