
Czy wy też dostrzegacie, że kobiety w naszym kraju posiadły zdolność a raczej skłonność do nadużywania samych siebie. Bezlitośnie poddają się wizualizacji perfekcyjnej matki, która wykańcza je psychicznie celem wewnętrznego przekonania samej siebie jak doskonale radzą sobie w roli. Znowu będę NIEWYGODNA i wypowiem to: jesteśmy okrutnie głupie, że nie prosimy o pomoc. Proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości i porażki, to język dojrzałości. Miłość nie wymaga ofiar i naprawdę istnieją scenariusze, w których od matki nie wymaga się rezygnacji z siebie. Dotyczy to także kobiet po rozstaniu, po rozwodzie, które posiadają dzieci. Często kosztem własnych uczuć i pragnień rezygnują z szansy na nowe życie, nowy związek.
Mogłam być milczącą i surową, ale taką, co to przetrwa wszystko w obliczu rozwodu, rozpadu rodziny. Mogłam, ale czy warto? NIE. Taka postawa wcześniej czy później wyszłaby mi bokiem chorobą, somą, samotnością i dojmującym smutkiem. Doświadczenie pokoleń kobiet przede mną jest bezcenne. Zaczerpnęłam z niego i Wy też powinnyście! Naucz się dbać o siebie, o swoje tu i teraz, o przyszłość. Będziesz szczęśliwsza, będzie Ci lżej. Jeśli boisz się odmowy, to bój się i poproś o pomoc, o wsparcie i zobacz co się wydarzy.
Perfidne nakłanianie mnie do spoglądania wyłącznie na dobro dziecka, kosztem siebie i swojego życia, ułożenia go sobie po rozpadzie systemu rodzinnego było swojego czasu elementem mojego życiorysu. Kto wywierał na mnie naciski? Otoczenie. Niestety najbliższe, zwłaszcza! były partner i ojciec dziecka, ale także kultura i stereotypy jakie nadal królują w naszym kraju, pod tytułem: matka powinna być dla dziecka, matka powinna się poświęcić, matka się nie liczy… Z czasem i samo dziecko oczekiwało ode mnie abym była wyłącznie dla niego i świadomie zrezygnowała z własnego szczęścia dla zasady! (kierowane oczywiście emocją i motywacją dorosłej osoby). Mój były maż swojego czasu oczekiwał ode mnie w sposób bezpardonowy abym odpuściła sobie prawo do bycia sobą, do bycia szczęśliwą, do miłości, do marzeń i do życia w zgodzie ze sobą (Beeeeeata odpuść sobie miłość i relacje, zajmij się córką i pracuj, zarabiaj). Czy ja się zajmowałam córką? Oczywiście że TAK. Czy spełniłam oczekiwania? NIE. Czy jestem w zdecydowanej mniejszości samotnych matek, które stawiają siebie na jedynkę? TAK (niestety). Czy dziecko podziękuję nam za to poświecenie siebie w przyszłości? NIE. I wierze że byłam, jestem i będę modelem dla mojej dziś piętnastoletniej córki, który staje za sobą w najtrudniejszych nawet momentach życia. Chciałabym aby postąpiła tak samo. Wybierała siebie. Zawsze.
Żyje dziś w zgodzie ze swoimi pragnieniami, to dlatego stworzyłam życie, które jest całkowicie moje. Podziękowałam wewnętrznej niewolnicy i uruchomiłam twórczynię swojego świata. I tak, trzeba mieć sporo odwagi żeby działać według podpowiedzi swojego serca i stać się naprawdę silnym żeby żyć życiem jakie sobie wyobrażaliśmy. Jedno jest pewne kochać siebie, realizować siebie i żyć swoim życiem to największy środkowy palec wszech – czasów.
Należy dobitnie podkreślić, że na etapie życia kobiety po rozwodzie jest masa miejsca (zwłaszcza w sercu) dla nowego wszystkiego. Dla miłości do siebie i dla nowej relacji oraz dla dzieciaków. Oczywiście. Nie możemy poddawać się dzieciokracji, kształtowanej przez stare życie i na szczęście już byłego męża.
Ktoś zapyta: po co były partner podejmuje usilne proby ingerowania w życie byłej żony skoro się bezpowrotnie rozeszli? Różne są powody takiego postępowania, najczęstszym staje się potrzeba dalszej kontroli byłej żony. Lęk przed tym, że skutecznie ułoży sobie życie i jego rola jako człowieka, dotychczasowego partnera życiowego będzie marginalizowana. Tak powinno być! Lubimy jednak kontrolować, to niezmiernie kuszące. Nierzadko chodzi o kwestie finansowe, irracjonalne roszczenia wobec gospodarki finansowej byłej partnerki. Mężczyzna może prezentować instrumentalne podejście do kobiety, która odeszła, ale subiektywnie jest nadal jego własnością. W scenach dalszego życia nie znika też nagle zazdrość i pretensja.
Kuszące staje się sięganie po broń – wspólne dziecko i wywieranie niszczącego wpływu na matkę/byłą żonę. Stereotypy lekko i łatwo podbijają poczucie winy u kobiety i chęć wstąpienia w rys zawsze przygotowanej dla innych, zdolnej wszystko znieść żołnierki. Dziecko staje się mniej lub bardziej świadomą sprężyną, która rujnuje życie kobiety/matki. Otoczenie bulwersuje się kobietą po przejściach, która stawia siebie na miejscu nr 1. Przynajmniej momentami. Tymczasem ten były partner, ojciec jej dziecka układa sobie własne gniazdo i życie z inna kobietą. Lekko i bez komplikacji.
Moje sceny z życia, mnogie historie moich koleżanek, pacjentek, kobiet na świecie obnażają trud ułożenia sobie życia po rozpadzie rodziny. Zakochać się to jedno, ale ułożyć zdrowo kontakty z dziećmi oraz komunikacje z ich ojcem po rozstaniu to kluczowy JOB do zrobienia. Współpraca, szacunek oraz balans w procesie wychowawczym to gra warta fajnego życia po nieudanym małżeństwie. Wymaga to czasu. Bez tej pracy ciężko o szlachetny spokój i harmonię. O nowy związek, spełnione pragnienia. Nowe osobowości jakie pojawiają się w życiu kobiety wykrusza chaos, na który same pozwalamy drogie Panie. Nie stawiając granic. Odkładając życie na później.
Nie będę linczować mężczyzn, którzy odchodzą od kobiet, w których się zakochali i nie unieśli tego, że to były partner układał ich czas z kobietą. Wykorzystując do tego wspólne dzieci, unikając opieki nad nimi w czasie kiedy kobieta może mieć przestrzeń dla siebie, dla relacji. Kobiety dość szybko wpadają w pułapkę manipulacji, która rodzi poczucie winy. Podbija je nasza kultura i kult matki polki zrujnowanej, która ma się poświęcić w imię dziecka, kosztem siebie. Co gorsze, wiele kobiet nosi w sobie głębokie przekonanie, że to faktycznie dziecko jest ważniejsze od niej samej i jak nie będzie o nie dbać, to zostanie sama, dziecko odejdzie lub zostanie jej odebrane gdy wybierze swój dobrostan. Na szczęście coraz więcej kobiet nie mogąc ułożyć sobie życia osobistego po rozwodzie trafia też na terapię i zmienia optykę wbrew oczekiwaniom.
Mężczyźni, którzy rezygnują z wartościowej partnerki podkreślają, że nie potrafią odnaleźć się w pozycji odrzucenia i bycia na ostatnim miejscu w sposób długofalowy. Próbują, czekają, ale coś pęka i trudno dostrzec dobre prognozy dla relacji. Komunikują swój niepokój, żal. Lęk matki przed utratą więzi z dzieckiem wygrywa. Czasem to też strach przed gniewem i wpływem byłego partnera oraz dezaprobatą otoczenia. Patrząc z boku, nowy partner zdaje się rywalizować z dziećmi. Zostaje z etykietą ‚chuja stulecia’. Nic bardziej błędnego, on chce się czuć ważny, kochany i poznać te dzieci, uczestniczyć w ich życiu jako nowy partner ich matki. Uwzględniając czas potrzebny do kształtowania paczłorku.
To bardzo, bardzo klasyczny scenariusz, samotna kobieta, matka poznaje mężczyznę, ale dziecko jest mu niechętne. Patrząc z pozycji dziecka, ono też ma powody do niepokoju. W domu pojawia się obcy człowiek a dziecka nikt nie pyta o zdanie, pojawia się wrażenie utraty kontroli i wpływu na własne życie. Co robić? Stawiać na komunikację z dzieckiem. To nie może być forma usilnego przeciągania dziecka na swoja stronę – rodzica z nowym partnerem u boku. Matka powinna przedstawiać własny punkt widzenia dziecku. Nie musi ono go akceptować, ale niech zna stanowisko rodzica. Niezbędny będzie czas i wyrozumiałość zarówno dla dziecka jak i matki. Wierzę, że jeśli nowy partner dostrzega indywidualną pracę kobiety nad budowaniem prawidłowych granic wobec dziecka, ale i związku, będzie potrafił odnaleźć się w kształtowaniu nowego sytemu rodzinnego – słynnego paczłorku. Nie będzie czuł się intruzem, który kategorycznie rywalizuje z dzieckiem o jego rodzicielkę.
Samotna matka nierzadko będzie miała przeświadczenie, ze stawiając na siebie, odkłada na dalszy plan dobro dzieci. Tak jest, tak się dzieje. Każda myśl że może być szczęśliwa jest poprzedzona myślą o dzieciach, o dziecku. Tymczasem dziecko to priorytet – ale nie jedyny aspekt życia. Zadbana, spełniona matka to lepsza matka. Kluczowe stają się balans i równowaga. Warto ustalać granice miedzy czasem dla dziecka, dla partnera i dla siebie. To zdrowy balans. Warto też postawić na terapię celem porządkowania priorytetów i uczuć. Czasem trzeba zewnętrznej perspektywy żeby zobaczyć wyraźniej.
W pracy terapeutycznej z kobietami, zwłaszcza z kobietami po rozpadzie związku/rodziny, z kobietami, które sukcesywnie łączą rodzicielstwo z rozwojem osobistym, zawodowym i wierzą nadal w miłość i dojrzałe partnerstwo, kładę nacisk na wyplenienie poczucia winy i chęci bycia najlepszą i wyłącznie samodzielną. Obalam posłuszeństwo, buntuje, bo bunt jest tak wymagający jak piękny. Sama za długo byłam posłuszna. Nieposłuszne kobiety zmieniają świat, rozwalają skostniały system. Kibicuje Wam, niepokornym, nieukładającym się z systemem. Przestań wytrzymywać. Już czas.
Skomentuj