Ten wpis będzie o specyficznej samotności w macierzyństwie, której doświadcza masa kobiet na całym globie. Nie będzie traktował o samotnej matce, która wychowuje dziecko bez ojca będącego współautorem tego niepowtarzalnego zlepka kropek na USG, które w monstrualno – ekspresowym tempie przekształci się w człowieka.
Będzie o kobiecie, która sprowadza dziecko na świat i rodzi się na nowo. Jestem mamą od pięciu miesięcy, czyli jestem nową mamą, która oprócz radości z nowonarodzonego dziecka dotyka lęku, połyka różnorodne barwy niepokoju, rozczarowania i właśnie samotności.
To że kobiety biorą sobie na psyche wymagającą samodzielność matki polki, która musi wszystko: ogarnąć dom i wyprać, posprzątać, nawieźć drewna, rozpalić w domowym ognisku dosłownie i symbolicznie. Powinna! wybornie i różnorodnie gotować, odśnieżyć i wyprasować, to zupełnie inny temat! który z resztą dość łatwo rozpierdolić świadomym wypowiedzeniem jednego słowa: dość! Jeśli zaiste mamy dość, bo można tego wszak pożądać i wyczuwać w tym jak najbardziej namacalne spełnienie. Dosięga nas jednak prawda, iż jakbyś się nie starała i tak zawsze znajdzie ktoś, kto powie: radzisz sobie całkiem dobrze, ale troszkę brakuje do diamentowej poprzeczki. Tylko do jakiej kurwa poprzeczki? Czyjej poprzeczki? Bo chyba nie mojej!?
O ile z takim myśleniem i nastawieniem łatwo się rozliczyć i porachować mu kości, niejako znokautować eksperta z jego lśniącą poprzeczką o tyle przyznać się samemu przed sobą, przed światem zewnętrznym, że odczuwasz samotność od kiedy zostałaś mamą już dużo trudniej. Znasz to? To mam tak samo jak Ty! Tym bardziej, że żyjemy w czasach długotrwałego starania się o dziecko, w których hasło: rezerwa jajników staje się nagminna a kosztowne kliniki leczenia wieloletniego starania się o potomstwo (dziś nikt nie mówi o bezpłodności) mnożą się jak grzyby po deszczu i zarabiają krocie na sile charakteru, wierze w cel i to jedno dominujące marzenie potencjalnych rodziców. No właśnie! Wszak wiele chociażby moich koleżanek zna temat inseminacji czy niepowodzenia lub powodzenia w zapłodnieniu in vitro. Wiele z nas, w tym ja zmierzyło się z utratą ciąży i przymusowym zabiegiem jej usunięcia lub poronieniem samoistnym. A dziś mam swoje wymarzone dziecko! O co zatem chodzi z tą samotnością? Czego dotyczą tęsknoty, potrzeby nowej matki? Czy możemy, mamy prawo mówić o samotności w macierzyństwie?
Możemy i powinnyśmy. Uważam, wiem, wierzę, iż każda matka doświadczyła, chociażby epizodycznie tego poczucia samotności, o którym właśnie pisze i myślę. Ja i miliony kobiet na całym świecie jak on długi i szeroki. Tylko może nie każda z nas o tym mówi głośniej, głośno? Hamowana poczuciem może zawstydzenia i tego co wypada a co nie. To pułapka lęku przed brakiem aprobaty społecznej (między innymi)! Jako psycholog, psychoterapeuta bardzo często spotykałam się w swojej praktyce zawodowej z następującą sytuacją jaka odwiedzała młode, świeże matki: wiesz co Beata! na to wychodzi, że ja po narodzinach dziecka mierzyłam się z depresją poporodową i nie tylko taką, ale wówczas o tym nie wiedziałam! Teraz to widzę, po czasie, po naszych sesjach jeszcze ostrzej i wyraźniej. Jestem wściekła na siebie i biskich. Nikt mi nie pomógł. A dlaczego nie pomógł? Bo nie rozmawiamy, bo nie narzekamy chociażby na bezcenne macierzyństwo, które jest tak piękne jak skomplikowane i daje najtrudniejsze, najcięższe wciry! Znasz to? To masz tak samo jak ja! Przykład maskowanej depresji u kobiet, ich cierpienie w samotnym rodzicielstwie bardzo dosadnie obnaża jak ważna jest komunikacja. Jak dewastuje milczenie i zaciskanie zębów. Jak leczy słowo, wsparcie, zrozumienie.
Współczesna matka ma we władaniu fejsbuka i instagrama, których potężne zasięgi umożliwiają kontakt z drugim człowiekiem, z innymi kobietami, mamami. Tam za monitorem wszak też siedzi żywy człowiek, który wysłucha i odpowie na twój komunikat. To dużo uławia, pomaga, poszerza horyzonty. Ale (uśmiecham się pod nosem, bo zawsze pojawia się jakieś ale) czy socjalmedia są równie wartościowe jak kontakt fejs tu fejs, czy mogą go skutecznie zastąpić? Nie sądzę. Nie powinny. Kontakt z żywym i na dodatek dorosłym człowiekiem jest niepowtarzalny i nie zastąpi go klawiatura z monitorem, chociaż wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż to lepsze niż nic…
Chyba najbardziej tęsknie za swobodnym wyjściem z domowego zacisza bez tej całej logistyki ogarniania sprawnej i zaufanej opieki dla córki. Spędzenia czasu z dorosłą osobą bez tego permanentnego wyścigu z czasem, który gwarantuje, że wszystko dziś znów! ogarnę i odpocznę za kilka lat (psychicznie i fizycznie). Brakuje mi zrozumienia i szacunku ze strony koleżanek/kolegów dla tej wszechobecnej i potężnej logistyki – gimnastyki.
Nie pomaga i nie pomoże mi fakt, że mój mąż jest bardzo zaangażowanym ojcem, który wspiera mnie na każdej płaszczyźnie i umiejętnie wychyla się ku moim potrzebom. To niestety i póki co nie odgrywa znaczącej roli na scenie, którą wypełnia to swoiste osamotnienie nowej matki. Kobiety, która jeszcze przed chwilą tonęła w realizacji zawodowej opartej na kontakcie z człowiekiem a dziś? Dziś większość czasu pozostaje sama z dzieckiem, które tak! niezmiennie i okrutnie pozostaje miłością mojego życia. Samotność nie wyklucza poczucia spełnienia i bycia szczęśliwą. Samotność kiedyś przeminie, oczywiście. Tylko szkoda czasu na funkcjonowanie w ciszy. Milczenie to podstępny morderca! Na szczęście współczesny świat odrzucił różowe okulary jakie kierował na macierzyństwo. Dziś zdecydowanie śmielej i głośniej można przyznać że świeżą matkę trafia czasem też szlag! dosiąga ją nierzadko depresja. Nie zaniża to jej rodzicielskiej wartości a niesie możliwość wsparcia i poprawy. Warto i należy przerywać , zrywać! zasłonę milczenia, no i pamiętać, że socjalmedia zakrzywiają jednak rzeczywistość. Bo tam zdecydowanie rzadziej pokazujemy smutek, cierpienie i depresję, samotność.
Czułam niedosyt tego wpisu i postanowiłam dopisać podsumowanie w lutym 🙂
Wiedziałam, doskonale wiem, że macierzyństwo jest wymagającym doświadczeniem. Nie odkryłam tu Ameryki moi drodzy, wiadomo! Chciałam jednak podkreślić, że paradoks polega n tym, że to co najtrudniejsze w byciu mamą, nie ma nic wspólnego z pojawieniem się na świecie Twojego dziecka! z nim samym! To całkowicie inne aspekty tej nowej roli. Jakie? A chociażby zaawansowany balans zawodowy, który sama próbuję wypracować i nawiązać nić porozumienia zarówno z osobistym poświęceniem jak i sztuką wyważonej rezygnacji, z dojrzałą walką o swoje osiągniecia. Przyznam tu, że średnio mi to ostatnio wychodzi. Kobieta w roli matki nieustannie pracuje też nad swoją relacją z partnerem, która jak nigdy staje się według mnie zagrożona, nade wszystko przez zmęczenie psychofizyczne, które przynajmniej mnie regularnie i jakże podstępnie motywuje do przeprowadzenia obrzydliwego ataku na także zmęczonego męża. Zmęczenie wkrada się w sposób naturalny w miłość, relację, w partnerską bliskość emocjonalną i fizyczną (seks) i oddala nas także od siebie. To niebezpieczne. Młoda matka stara się skutecznie nawigować swoją gospodarką hormonalną, także w tym samym czasie! Ktoś ostatnio bardzo trafnie napisał, gdzieś na ig: nie wiem, co jest gorsze w rodzicielstwie: wczesne wstawanie, bezsenność czy udawanie, że kontrolujesz sytuację. Nie możemy tu pominąć pracy nad akceptacją swojego poporodowego ciała (nieźle pokieranego!). Nie możemy zapomnieć o walce z jakże panoszącym się lękiem i niepokojem, no i poczuciem winy, które brutalnie! dosiąga wiele młodych matek. Może każdą? Do tego nieustannie dbamy wraz z partnerem (w tej dobrej/lepszej wersji) o bezpieczeństwo i komfort życia naszego małego, bezbronnego i zależnego dziecka, które zakłócają próby zrozumienia kim jestem po tej olbrzymie zmianie własnej tożsamości?!! I to wszystko w jednym czasie i miejscu i czasie! Nałóżmy na to izolację, która bezczelnie wkrada się w nasze życie (jeszcze intensywniej w czasach pandemii). To nie dziecko, to my – młode, współczesne, właśnie specyficznie samotne matki. Co robić? Pamiętać i usilnie wręcz próbować według mnie zarządzać swoją zupełnie nową odsłoną jaka wkracza na scenę życia gdy rodzimy się jako matki. To proces, wymaga czasu. Uczymy się, rozwijamy, ewoluujemy każdego dnia, każdego! Mamy dni kiedy skutecznie zabijamy poczucie winy, lęk, własną psychofizyczną nieatrakcyjność, relacyjny kryzys i osamotnienie, ale!! mamy i dni, kiedy to wszystko zabija nas. Wtedy właśnie… porozmawiaj z kimś, kto skutecznie pomoże znów powstać. Nic to!, że we łzach i pocie. Nie maskuj bólu, smutku, samotności ani żadnych innych emocji jakie wiążą się z ciążą, porodem, połogiem, macierzyństwem, partnerstwem. Bycie rodzicem, to emocja.
Macierzyństwo i wychowanie dziecka, najpiękniejsze ale i ogromnie obciążające dla kobiety wyzwanie, po urodzeniu dziecka nic już nie jest takie jak kiedyś. Ale z mojego punktu widzenia pomimo trudów z tym związanych warte tego wszystkiego To prawdziwe dopełnienie mojego człowieczeństwa na tej ziemi. Ale to też ciągła walka o czas dla siebie w tym całym kieracie. Coś już trzeba poświęcić, coś oddać ale dużo też się dostaje chodzi w końcu o ten balans co na jodze a ta samotność? minie , trzeba dać sobie czas ale też chociaż w jakiejś części wrócić do siebie sprzed ciąży balans to tak z mojego doświadczenia
Eda 🙂 zgadzam się. Przede wszystkim warto, warto, warto! być rodzicem. Ostatnio, znów w emocjach, Pod targiem i w sobotę rano zadawałam mojej przyjaciółce (w towarzystwie potężnego żalu) pytanie: źle mi kurwa było? Jej odpowiedź idealnie sprowadziła mnie w realne myślenie i funkcjonowanie, mianowicie: no było ci źle! Było!!!! W tej samotności. Nawet największą realizacja zawodowa, naukowa nie zastąpi udanego i satysfakcjonującego życia osobistego, rodziny! A kiedy życie osobiste satysfakcjonuje?? Kiedy nie masz na nic czas ❤️
bardzo zachęcam! Nie jest łatwo się zatrzymać, obrócić i spojrzeć w oczy sumie wszystkich lęków, ale… wierzę, że każdy ma swój moment i jak najbardziej powinien korzystać ze wsparcia terapeutycznego, też farmakologii (nowoczesnej). Po się mierzyć w samotności? Nie ma takiej potrzeby. Mamy tu przerwane milczenie. To już kawał dobrej roboty Mariooshu.