W lutym kupiłam sobie kolejną sukienkę, jak zwykle ultrakolorową. Nabyłam ją dzień przed wojną, która wybuchła za ścianą. Zrobiłam sobie zdjęcie w przymierzalni i kiedy spoglądam na nie dziś, to tęsknię za spokojem i tymi pierdołami jakie zaprzątały mi głowę zanim sowieci zaczęli bombardowanie Ukrainy. To żaden lokalny konflikt. Wybuchła wojna. Jak zwykle bezsensowna i makabryczna. Co gorsze, ten konflikt uzmysłowił mi własną ignorancję. Co wiem o Ukrainie? Niewiele… To nieznany zachodowi naród, który znalazł się w centrum uwagi całego świata. Ponoć ci, którzy zniewoli Ukrainę, zadbali o to, aby pozostała nieznana. Mimo wszystko, obwiniam siebie za ignorancję.
Tuż przed dziewiczym atakiem rakietowym każdego zaprzątały te codzienne pierdoły, robiliśmy zakupy, pracowaliśmy, wędrowaliśmy po galeriach handlowych, oglądaliśmy sztukę w teatrze, odbieraliśmy dzieci z przedszkoli, szkół i tym podobne. Sowieci wyrwali czasy spokoju i komfortu Europie, a może po prostu wstrząsnęli naszą słodką i naiwną nieświadomością?! Pomimo tego wszystkiego, pomimo tragedii jaka rozgrywa się tuż za rogiem, musiałam i zapewne Wy musieliście także, powrócić do własnej rzeczywistości, w której jestem/jesteśmy po prostu niezbędna/i. Mocno (i może na szczęście?) moją uwagę zaczęły ściągać niepozałatwiane sprawy natury błahej i codziennej. Tuż za nasza granica jakże bezsensownie, niepotrzebnie giną ludzie a my wstajemy, myjemy twarz, zęby, karmimy dzieci, ogarniamy siebie. Trzeba coś zrobić, coś zarobić, tyle załatwić, spotkać się z przyjaciółką, pokłócić się z mężem nie pamietam o co. Przegadać, pogodzić się, pośmiać z bliskimi. Obejrzeć ulubiony serial na netflixie, napić się herbaty, iść spać. Tak było zawsze. Szczęście, radość rozdziela cieniutka kreseczka z cierpieniem, nieludzkim bólem. I tak współistnieją rownolegle bez większych trudności.
Dosięgło mnie poczucie winy. Że mam masę kosmetyków do pielęgnacji skóry, że śpię w swoim ukochanym łóżku pod ciepłą kołdrą i nikt nie zrzuca mi krwawych bomb na dach mojego domu, na głowę. Mogę nadal kłaść się spać do swojego łóżka, w swoim domu. Nie muszę pakować swojego życia do jednej reklamówki i uciekać do schronu, do bunkra w kilkanaście minut. Cieszę się, że to nie nas bombardują i nadal jestem właścicielką przywileju życia, na dodatek dobrego i spokojnego. Posiadam jednak wyostrzoną dziś świadomość, że bardzo łatwo i szybko można go utracić. Nie chce jednak żyć w strachu, ale wdzięczności za to co dziś, tu i teraz mam. A poczułam, że jestem bogata, mam tak dużo.
W któryś dzień poczułam jak tracę z serca sens życia, podglądając jak BEZSENSOWNIE nikną kolejne ludzkie istnienia. Na dodatek świat się nie zatrzymał! W powietrzu można było wyczuć jak wiosna budzi ten dziwny świat do życia. No jak wiosna!? Gdzie?! Nie miałam zamiaru się odbijać o tej straty, raczej zaczęłam się w niej zatapiać. To też pokłosie nieświadomości, żałośnie maczanej w ignorancji, mojej własnej. Chwyciłam za telefon i oddałam się rozmowie z Justyną Kwiatkowską, która mieszka w Niemczech. To moja mądra i serdeczna koleżanką od wielu lat. To był moment w którym dostrzegłam ogrom własnej ignorancji, ale paradoksalnie! przeplatanej jakimś smutnym wyciszeniem.
Ten dialog uzmysłowił mi, a raczej wyciągnął na powierzchnie świadomości, że przeżywam najbardziej bezsensowną śmierć drugiego człowieka jaką niesie każda wojna, bo ona wybuchła tuż za rogiem, a przecież na świecie bestialstwo panoszy się od zawsze i znów idzie równolegle i w parze z czymś pięknym i dobrym. Radość, cud życia, a za cienka ścianą niewyobrażalne cierpienie i śmierć. Funkcjonują tuż obok siebie, bez większych trudności. Wszak miłość potrafiła kiełkować nawet w łagrach. W tym dualizmie życiowym, nie chodzi jednak i tylko o konflikty zbrojne, tych niewinnych ludzi, którzy tracą bezcenne życie w obliczu wojny. Szczęście w kontraście z życiowym dramatem rozgrywa się nie tylko za najbliższą ścianą, ale na całym świecie. W domach gdzie troska i miłość, przeplata się z zaniedbaniem, odrzuceniem i przemocą. Dualizm trwa od początku, od zawsze… Świat przemocy i okrucieństwa nigdy się skończył, nie zniknął.
Zło wraca regularnie na całym świecie. A skoro nawraca, to trzeba nauczyć się mu przeciwstawiać. Mieć w sobie gotowość i świadomość tej tendencji (tak naprawdę ludzkiej). Jest takie meksykańskie przysłowie, które zobaczyłam ostatnio na profilu społecznościowym Magdaleny Mołek: próbowali nas pogrzebać. Nie wiedzieli, że jesteśmy nasionami. W imię czego świat kolejny raz mówi nam sprawdzam? Strach lęk znów tętni nam w żyłach. Znów i znów musimy je wyciszać, zaciskać zęby i wytrzymywać. Tym razem, bo kolejne niekochane dziecko zostało ludobójcą. A jeśli jestem nasionem, to nie mogę i nie chce ulegać propagandzie strachu i przerażenia. Spokój zaczyna się we mnie. To ja wybieram jakie rośliny zasądzę w swoim ogrodzie. Warto działać, przestać opuszczać powieki i wytrzymywać. The time is now. Dwoista natura tego świata wskaże nam kolejny raz i to, że psychopatyczny umysł ma swój odległy, przeciwstawny biegun, którego sam nie pojmuje, stanowi go dobra relacja społeczna. Każdy Voldemort ma swojego Pottera.
A od czego zaczęłam? Od czego zacząć kiedy zło panoszy się tuż za rogiem? Chyba od kasacji wewnętrznego ignoranta. Okrucieństwo miesza się z najpiękniejszym tego świata od zawsze. Wydarzyło się w Europie, ale nawraca na całym globie, może tez dziać się u sąsiada, który maltretuje żonę i swoje dzieci, bo przywala mu milczenie społeczne. Przerywam je, rozrywam i deptam, działam. Pomagam. Nie wytrzymuje. Już czas. Następnie! przypominam sobie, ze to ten słynny maraton, nie sprint i moja kondycja psychofizyczna jest kluczowa, bezcenna. Wpływa na mnie, a więc na moje dziecko, moją rodzinę, której jestem potrzebna. Dbanie o nią staje się i powinno się stawać moim, naszym jobem numer jeden! Dopiero wówczas można wspierać, pomagać innym.
Przeczytanie tego wpisu motywuje do autorefleksji: wojna jest na całym świecie, to co możemy zrobić w obliczu tak wielkiej globalnej zagłady to trzymać się razem z najbliższymi, pielęgnować wdzięczność za to co mamy, praktykować pokorę w życiu codziennym i dzielić się ze światem tym co mamy najcenniejszym – naszym potencjałem. Czytam wpis mojej przyjaciółki i utożsamiam się z nim całkowicie.
My ( Beata i ja) zajmujemy się wsparciem mentalnym ,motywowaniem do pozytywnych zmian w życiu , wsparciem w traumatycznych przeżyciach , kryzysach.
Wprawdzie ja zza morza… Nie ma to żadnej różnicy, wojna jest wszędzie…
I tu w Szwecji spotykam codziennie ztraumatyzowne dzieci i rodziny.. nie ma to wtedy dla mnie różnicy, czy są to dzieci z Ukrainy, Afganistanu czy Iraku..krzywda jest jedna: OKRUTNA Z RYSA NA CALE ZYCIE.
Każdy z nas ma do dodania coś światu : my wsparcie mentalne, inni pracują w szpitalach, hospicjach, nauczyciele, artyści, inni gotują itd..
Dobro tez jest , bo bez niego nie istniała by ta druga strona ZLO
Twórzmy dobra energię i bądźmy wdzięczni.
Mądry Mariusz z kolei 🙂 powiedział mi niedawno: Energia negatywna nie ma takiej sily czestotliwosci jak dobra energia. I ja w to wierzę, ja się tego trzymam i ja do tego wracam.