
Znacie to przysłowie? Mylę, że zasłyszało go poro z nas, już w okresie własnego dzieciństwa od rodziców, zwłaszcza jak przynależało do tej niepokornej, niespokojnej i walecznej grupy dzieci, co to mają własne zdanie i zacięcie go broniło, liderowało w grupie rówieśniczej. Niedawno zachwyciła mnie Nieposkromiona Glennon Doyle, w której jakby wszystko, co pokorne wypiera instynkt geparda i niechaj wszystko płonie! Też dostrzegłam i podchwyciłam tegoż geparda w sobie, będącego dla mnie synonimem wolności, niezależności, dzikości i właśnie nieposkromienia, waleczności, indywidualizmu. No dobra! myślę, gepard mnie pochłonął, ale jestem też istotą społeczną a nie wyłącznie dziką naturą, która usilnie stawia na swoim i nikt/nic mnie nie powstrzyma. Mało tego! najważniejsza jest dla mnie miłość do drugiego człowieka, rodzina, a co za tym idzie komunikacja, a w tym sztuka kompromisu, która zawiera też umiejętność ulegania, odpuszczania i pokory. Brzmi jak dojrzałość! Nawet jeśli nasz wewnętrzny gepard się tu najeżył i prycha z oburzeniem i niedowierzaniem. Gepard brzmi dostojnie, pięknie się wizualizuje, ale codzienność nakłada na niego wyraźne ograniczenia, które znienawidzi. Wszak miłość, przyjaźń to przywiązanie, które dewastuje dziką wolność, wyłączność i te samotne ścieżki dzikiego zwierzęcia, którymi niegdyś podążał.
Latami chciałam być niezłomną fjterką i waleczną wojowniczką, oryginalną indywidualistką – rewolucjonistką. I byłam. Ale byłam też samotna. Moja osobista wersja terminatorki – geparda stanowiła moją najlepsza tarczę ochronną przed zranieniem i właśnie… samotnością, która (nie oszukujmy się) potrafi nieźle człowieka zmiąć, sponiewierać. Czy jestem pieprzonym gepardem? No tak! jestem!, ale… zakochanym, kochającym, kochanym przez innych i dojrzalszym (postarzałym w najlepszym tego słowa znaczeniu 🙂 gepardem, który stanął pewnego dnia w obliczu wyboru, co jest ważniejsze? Albo… co w moim życiu dominuje? Jakie potrzeby? Czy gepard może poskromić w sobie drapieżcę? Ponoć gepardy jako jedyne z nielicznych kotów nie potrafią nawet chować pazurów! To jak (kuerrrwa!) mam być pokornym wojownikiem świecie?
Po lekturze Nieposkromionej rozpaliłam się znacząco ogniem wewnętrznych zmian, płonęłam miłością własną, autoprogresem, ale i trudem, o który się wówczas rozbijałam. Taki miałam czas, tak naprawdę ogromnie wymagający. Opuściłam gardę, ściągnęłam znacząco nogę z hamulca własnej osobowości i uwolniłam zupełnie! własnego geparda. Efekt? Dostałam spory wpierdol na pierwszym wirażu życia osobistego, ale i zawodowego.
I co? Mam teraz spiłować pazury? Czy wojowniczka nie wyklucza przypadkiem zupełnie pokory? Przecież tego, na pierwszy rzut oka nie ma jak połączyć! Długo o tym rozmyślałam, wielokrotnie zasiadałam do tego artykułu, bo nie byłam (i nadal w pełni nie jestem) przekonana do własnych wniosków. Pozostaje więc, w intrygującej fazie testowania. Co już wiem? Wiem, iż warto znać swoje miejsce w tym skomplikowanym świecie. Wiem, iż chciałabym być dobra dla innych ludzi, nie chcę krzywdzić. Wiem, że warto odpuszczać. Dostrzegam, że pokora nie ma tak dobrego PR – u jak gepard 🙂 Kojarzy się z czymś niezgrabnym, z jakimś z jakimś takim… życiowym fajtłapą, z byciem ofiarą czy konformizmem. Tymczasem… pokora to świadomość własnej niedoskonałości, najsłabszego ogniwa w sobie samym. Pokora mi się w życiu bardzo przydaje! i nie ma nic wspólnego z uniżoną, umniejszoną postawą wobec kogoś, czegoś. Pokorne ciele nie stoi w ciemnym, słabo widocznym kącie, nie chodzi ze stale pochyloną głową – spogląda przed siebie. Kroczy…
Zanurzając się w tej psychoanalizie a raczej autoanalizie, zdałam sobie sprawę, iż od naprawdę długiego czasu w pracy z pacjentem, starałam się być niejako drogowskazem w kierunku wymagającej, ale efektywnej ścieżki życiowej jaką warto podążać, zwłaszcza w życiowym kryzysie, w obliczu sytuacji znaczących, podbramkowych, istotnych lub po prostu trudnych. Jaki to kierunek? Mam na niego zupełnie inne określenie, jakie podsunął mi także jeden z moich mądrych pacjentów, mianowicie: V rząd. W tym określeniu zawiera się bezcenna umiejętność powściągania silnych, zwłaszcza niszczących emocji, motywacji, ale i słów/czynów, które w kryzysie lubią być ponad umysłem. Sporo o tym rozmawiałam z ludźmi w ogóle, ale dziś wiem, że było to wówczas bardziej moje pragnienie, aniżeli nabyta umiejętność, aby umysł był ponad nastrojem. Kiedy teoria stała się praktyką, zrozumiałam, że (owszem!) ciężko się uwolnić i pozostać gepardem, ale pokornie usiąść w V rzędzie i oddać się obserwacji zastanej/często nieakceptowanej przez nas rzeczywistości, na którą nierzadko też nie mamy po prostu wpływu, to dopiero jest kurewaaa!!! wyczyn :)!
Uznaje własne ograniczenia i chcę być pokorna, pieprzę geparda! chociaż wiem, że nie muszę i nie chcę likwidować własnego pazura, tłamsić swojej osobowości i skazać siebie na coś nienaturalnego. Pokora to nic innego jak dojrzałość psychiczna, o którą warto się chociażby! ocierać. Dziś naprawdę usiadłam w V rzędzie życia codziennego, tego osobistego i zawodowego. Odrzucam pokusę stawiania siebie w centrum, bo chcę z lepszej perspektywy spojrzeć na potrzeby partnera, bliskich mi osób, co nie oznacza zapominania o sobie samym. Zasiadam więc cierpliwie i pokornie w V rzędzie :), poszukuję współdziałania, potrafię poprosić pomoc i co więcej, przyjąć ją. Potrafię przyznać się do własnych błędów, co przynosi niepowtarzalną przyjemność, która płynie z ulgi. No i… chcę być szczęśliwa niezależnie od okoliczności, czuć się królową życia nawet jeśli w danym momencie bycia, życia nie mam imponujących osiągów, na przykład zawodowych.
A gepard? Cóż… gepard tętni w każdym z nas. Sztuką jest uwalniać go w sobie w sposób absolutnie zależny od nas samych. Szanować należy jego zdrowie, życie. Każdy ma momenty kiedy opuszcza V rząd i… rozwala system w najlepszym tego słowa znaczeniu. W odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, w efekcie własnej, przemyślanej i świadomej decyzji.
Skomentuj