Wraz z początkiem polskiego i babiego lata zaczęłam poznawać historię Grace i Frankie na Netflixie, dotarłam do odcinka, w którym nietuzinkowa babcia Frankie wspiera swojego syna i synową, w ich pierwszych momentach z nowonarodzoną córeczką. Przychodzi moment, w którym się oddala do swojego życia ku zatrwożeniu młodych rodziców, którzy wypowiadają na głos swoją największą obawę (klasyk!) dotyczącą opiekowania się małym człowiekiem: boję się, że coś spieprzę! Te słowa wypływają jakże szczerze z ust młodego ojca i spotykają się z równie szczerą postawą doświadczonej życiem Frankie: spieprzycie to, ale to naturalne. Młodzi ludzie przyglądają się swojej ślicznej córeczce, która drzemie w kołysce i z jakąś odrobiną spokoju zwracają się bezpośrednio do niej: ale cię spieprzymy. I nie ma w tej scenie nc negatywnego, obciążającego. Wręcz przeciwnie!
Świętą i sprawdzalną prawdą jest, iż dziecko, które będzie wzrastać w jakiejś idealnej wizji świata, raczej nierzeczywistego, a… wykreowanego przez jednego bądź, co gorsza przez obojga rodziców, na dodatek przekonane o swojej doskonałości, nieskazitelności, nietykalności, zderzy się brutalnie! pewnego dnia z światem rzeczywistym, w którym istnieje szeroka głęboka niedoskonałość, nieładne skazy i niespodziewane przekraczane granic drugiego człowieka. To zderzenie najczęściej ma miejsce wówczas gdy rodzic nie ma już jak pomóc swojemu dziecku. Dziecko powinno przeżywać pierwsze frustracje, niepowodzenia, rozczarowania, błędy w bezpiecznej atmosferze, w środowisku własnej rodziny. Trenuje wówczas bezcenną odporność emocjonalną na świat zewnętrzny, do którego wyjdzie. A co zastało w domu rodzinnym – wewnątrz, wyniesie na zewnątrz. Dziecko to walizka. Ile włożysz, tyle wyciągniesz. Jeśli więc będziemy wmawiać swojemu dziecku, że jest najlepsze i doskonałe (tak! jest to kuszące!), to co zrobi takie dziecko zaliczając porażkę, na przykład w turnieju tenisa ziemnego? Jak ją ma udźwignąć psychicznie, skoro tata mówił, że jest doskonałe! więc gdzie tu przestrzeń na porażkę, niepowodzenie? Przecież to się wyklucza! Pół biedy jak rodzic, w obliczu takiej właśnie, kontrastowej sytuacji, wyciągnie wnioski i rozpocznie proces wychowawczy, który będzie już bardziej osadzony w realnej rzeczywistości. Bieda totalna jak poprze/zaaprobuje (to też kusząca łatwizna!) unik dziecka, które zastosuje w sposób naturalny, aby chronić własną wizje świata i siebie – idealną. Unik, to oczywiście zarzucenie gry w tenisa ziemnego celem ochrony swego doskonałego ego. To też zero budowania odporności u młodego człowieka.
Jeśli dzieci są wychowywane w poczuciu doskonałości, braku konsekwencji za kiepskie zachowania wobec drugiego człowieka, świata zewnętrznego, w poczuciu osobistej nieomylności, to będą przeżywać krach emocjonalny jeśli ktoś, w przyszłości zwróci im uwagę, że coś czynią niedoskonale, a nawet nieprawidłowo. Droga do bezcennego rozwoju prowadzi przez próby, błędy i pomyłki, które uczą najwięcej. Jeśli rodzic próbuje działać inaczej i nie pozwala doświadczać dziecku tych prób i błędów, to odrywa je od rzeczywistości. Nie pokazuje PROCESU, który wymaga czasu i zaangażowania, pracy osobistej, aby być w czymś dobrym, najlepszym w swoim wykonaniu. Nie pozwala smakować sukcesu, który zawiera w sobie porażkę, błędy i właśnie pomyłki. Jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz, mów stare i jare powiedzenie. Szkoda kiedy dziecko rezygnuje z nauki w obawie przed upadkiem, lub przy zaliczeniu pierwszego upadku. Przecież największą sztuką jest podnosić się z kolan i iść dalej, kroczyć z wnioskami w zaciśniętych pięściach. Idealny świat, idealne rodzicielstwo, idealne dziecko nie istnieje w przyrodzie, to nie klocki lego!, które muszą pozostawać wobec siebie zawsze kompatybilne. Rzeczywistość zawiera w sobie aspekt niedoskonałości, co dosadnie pokazuje gdzie lądują rodzice i niestety ich pociechy podążające drogą bez prawa do potknięć. W krainie wiecznej frustracji.
Każdy prawidłowo ukształtowany rodzic chciałby aby jego dziecko było po prostu szczęśliwe w okresie dzieciństwa i dalej. Aby wyrosło, ukształtowało się na fajnego człowieka. Pytanie brzmi: czy my sami – dorośli – rodzice potrafimy zdefiniować szczęście osobiste? Bo jeśli nie, to ślepy właśnie zaczyna tu pisać o barwach. Czy nasze życie jest takie jakim go pragnęliśmy w młodości i dalej? Czy nasza codzienność jest spójna z wyznawanymi wartościami? Jakie są to wartości i jakie jest poczucie wartości własnej? psycholog Michał Borkowski w swojej praktyce zawodowej nierzadko zadaje pytanie rodzicom, dorosłym: wyobraź sobie, że jesteś w bezpiecznym miejscu, gdzie jednak nie odgrywasz żadnej roli – nie jesteś mamą, żoną, mężem, prezesem, bratem, siostrą. Jaka jest w tej sytuacji Twoja wartość dla świata? To pytanie ponoć rodzi refleksje. i bardzo dobrze!, bo życie uczy nas zupełnie czegoś innego, niemal odwrotnego, iż nasza wartość zależy od ról jakie wypełniamy w ciągu życia. Nic dziwnego, że zostając po raz pierwszy rodzicami wkraczamy w rolę rodzica, opiekuna oraz ulegamy złudzeniu, że życie nas teraz sprawdzi, rozliczy i oceni, skrupulatnie podsumuje z wywiązywania się, z tej danej roli. Tu możemy od razu podać sobie dłoń z presją i napięciem, no bo czy podołam?
Do dziś w moich uszach słyszę zdanie mojej bardzo młodej i zdolnej pacjentki Pauliny: każdy ma prawo wypierdolić się po swojemu. To zachwycająca mnie prawda. Dziecko ma prawo upadać i osobiście, samodzielnie posmakować konsekwencji, porażki, niepowodzenia. Im więcej zaliczą ich w dzieciństwie, tym mniej będą zmuszone mierzyć się z nimi w dorosłym już życiu. Należy w swoje dziecko wierzyć, nie wyręczać go. Dla nas zapinanie guzików w swetrze jest czymś oczywistym, prostym, a dla dziecka to nieustanny rozwój. Wielu rodziców uważa, że jeśli nie przypilnuje swoje dziecka, to zderzy się z zawodem i rozczarowaniem w dziecięcym wykonaniu. Gówno prawda! Dzieci mają niesamowite pokłady siły, wytrwałości i adaptacji do warunków w jakich przyszło im funkcjonować, żyć, a jedyne czego potrzebują to wiary, zwłaszcza rodzicielskiej. Warto być tym rodzicem, który woła: na przód! a nie takim, który krzyczy: za mną! Albo takim, który na pytanie dziecka: a co jeśli upadnę? spokojnie zapyta (nawet jeśli nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie): a co jeśli polecisz?
Skomentuj