Sporo zastanawiałam się o czym mogłabym napisać. Długo nic nie chwytało mnie za mózg, w sposób na tyle dojmujący, aby pożądać pisania natychmiast i już. Znacie to uczucie? Dziś właśnie odpaliłam podcast Justyny Szyc Nagłowskiej /open.spotify.com/show/35MviC625A7uHqNjjK94Em/i po wysłuchaniu prologu wiedziałam o czym będę pisać. O przyjaźni, o moich przyjaźniach. I od razu powstało pytanie: jak to się wydarzyło, że dotychczas nie pochyliłam się (pisemnie) nad własnym doświadczeniem przyjaźni? Wszak! przez moje życie przedarło się sporo osób wszelakiej maści. Mam nawet subiektywny dekalog przyjaźni, który powinnam umieścić w epilogu wypowiedzi, ale rozpisałam go we wstępie, a co!
- większość doświadczonych przeze mnie ‚przyjaźni’ zaistniały po to, aby mi obnażyć czym przyjaźń nie jest,
- większość ‚przyjaźni’ bardzo źle reagowała na moje szczęście, radości i powodzenie w życiu osobistym. Pękała i rozpadała się w obliczu miłości mojego życia,
- przyjaźń prawdziwa jest unikatowa/luksusowa,
- przyjaźń nie zna wieku,
- przyjaźń bywa nieprzewidywalna, zaskakująca,
- nie istnieje przyjaźń damsko – męska 🙂 chyba, że któraś ze stron jest homoseksualna,
- partner nie powinien być najlepszym przyjacielem,
- kilkakrotnie dałam dupy w tej przyjacielskiej relacji,
- przyjaźń nie ulega czasowej deformacji
- przyjaźń jest genialna nawet w odpływach. Bo każda przyjaźń miewa odpływy, ale i przypływy. nawet sztormy i jaskrawe tęcze!
Szykując się do pisania w temacie przyjaźni, przygotowałam sobie nawet swoisty konspekt celem nie rozwleczenia tematu. Trudno bowiem o zwięzłą syntezę kiedy spektrum własnych doświadczeń sięga od izolacji społecznej przez otwarcie wszystkich drzwi, na oścież i za szeroko! po iście naturalne zwierzę społeczne. Czas relacyjnej izolacji , to czas mojego wieloletniego związku. Wraz z jego śmiercią, rodziłam się z dnia na dzień jako istota społeczna. Latami bywałam więźniem lęku społecznego, a moja twarz, szyja i nawet uszy zdradzały mnie czerwonymi wykwitami. Próbowałam je zaakceptować, ale akceptacja czegoś znienawidzonego bywa wybitnie trudna (erytrofobia). Mrs. Unicorn kiblowała na ławce rezerwowej, a wymarzone życie pędziło w zupełnie w innym kierunku. Ławkę skrupulatnie pucował małżonek, aby opuszczenie tej strefy komfortu zdawało się być idiotyzmem. Uwierzyłam, że teorie mojego ówczesnego partnera są moimi własnymi. Teorie, w których świat zwłaszcza ludzki jawił się jako zagrażający. Zupełnie nie dla mnie! Przemiana męża w byłego męża stała się przepustką do uzdrowionego ‚ja’. W moim słowniku zaczęło królować słowo: WRESZCIE! i tak! Trzeba mieć sporo odwagi, aby wreszcie usłyszeć podpowiedź własnego serca i zadziałać zgodnie z nią. Móc wreszcie żyć życiem jakie sobie wyobrażaliśmy. Wreszcie przeżywać dojrzałą miłość, która rozwija, uskrzydla i poszerza horyzonty a nie spycha na może bezpieczniejszy, ale margines. Wreszcie żyć swoim życiem. To mój największy środkowy palec w s z e c h c z a s ó w. Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego tak bardzo zmieniłam swoje życie, to prawdopodobnie ma intensywny ból dupy, który zawęża pole widzenia.
Lęk przed światem społecznym nie minął od razu, ale w końcu zelżał, poczułam błysk ulgi, który się stopniowo poszerzał i wypierał automatyczne myśli. Wraz z lękiem spakowały się i odjechały czerwone plamy, przy bezcennej pomocy pani Anety i jej lasera, też. Mogłam już swobodnie eksplorować świat ludzi, a wiadomo, że im bardziej coś zgłębiamy, na coś się otwieramy, tym bardziej ryzykujemy i narażamy się na wpierdol jaki potrafi spuścić rozczarowanie drugim człowiekiem. Czy warto? Myślę, że tak, bo… błędy, porażki a nawet relacyjne katastrofy nauczyły mnie najwięcej o sobie. Zawdzięczam im wszystko, co wiem. Żyłam! No i co?! Odnalazłam perły. A perły leżą głęboko…
Jeśli…
Jeśli ktoś mnie pyta jak przetrwałam najgorsze sztormy w życiu, odpowiadam: kobiety. Jeśli ktoś mnie pyta w jaki sposób wpakowałam się w najgorsze sztormy życia, odpowiadam: kobiety. Jeśli ktoś mnie zapyta z kim śmiałam się do palącej boleśnie przepony i płakałam do utraty tchu, odpowiadam: kobiety. Jeśli ktoś mnie pyta o ekstremalne zaangażowanie, najlepsze! wsparcie, troskę i największe rozczarowania, odpowiadam: kobiety. Jeśli ktoś mnie pyta o uważność i niezrozumiałe odrzucenie, odpowiadam: kobiety. Tak oto! wyglądała damska przyjaźń z moim udziałem. U mnie co w sercu oraz w jaźni, to i na języku (szczerość), nie przywykłam do zaciskania zębów. Jeśli ktoś mnie wkurwiał, to mówiłam, że mnie wkurwia a nie, że złowrogo szumią wierzby czy duch mój na rozżarzone węgle gołą dupą przysiadł. Bywało intensywnie, kontrowersyjnie a wielkie słowa ustępowały miejsca wycofaniu, odcięciu ode mnie, od ‚najlepszej’ przyjaciółki. Komunikacja level regres totalny.
Kobiece więzi bywają instynktowne, odczuwane na poziomie organicznym. To przecież przyjaciółce zwierzamy się z intymności, przeżywamy z nią żałobę po stracie i świętujemy zwycięstwo. Utrata przyjaciółki potrafiła być bolesna. Jeśli ktoś pyta mnie czym jest dla mnie kobieca przyjaźń, odpowiadam: solidną inwestycją życiową, która ogromnie mnie zaskoczyła! Przetrwało bowiem to, co niepozorne i nieoczekiwane. Moje przyjaciółki są ze mną od lat, te prawdziwe. Nasze relacje dysponują wzlotem i upadkiem, ale NIGDY odcięciem i brakiem komunikacji. Czuje się w nich bezpieczna mimo własnych rys i pęknięć. Dzieli je wszystko, na przykład trzydzieści cztery lata różnicy, ale także spojrzenie na świat rzeczywisty, orientacja seksualna i doświadczenia życiowe. Możemy się oddalać, ale gdy się zbliżamy, natychmiast triumfuje bliskość i dialog. Można więc widywać się codziennie i budować najgrubsze mury, zza których nas nie widać już od dawna. Można też budować mosty bliskości mimo zaistnienia bariery geograficznej. Kobiety, które trwają w moim życiu, nic nie deklarują, nic nie obiecują, nie pierdolą, tylko pokazują. Przyjaźń to czasownik, to się robi. A jeśli 🙂 ktoś mi powie, że nie nadaje się na przyjaciela, przyjaciółkę, odpowiem: watch me!
A dlaczego uważam, iż nie istnieje przyjaźń damsko – męska, oprócz wyjątków na świecie, które oczywiście potwierdzają regułę? Ano z autopsji oczywiście. Taka przyjaźń d – m, zawiera w sobie MASĘ PUŁAPEK! i raczej nie pomaga tu szczerość, bo sromotnie! przegrywa ze sferą instynktów. Dostrzegałam i nadal dostrzegam, że na pewnym etapie relacji, o zabarwieniu przyjaźni damsko – męskiej zaburza się balans i jedna ze stron, wcześniej czy później! ulega zaangażowaniu, pragnie więcej, wytwarza się napięcie seksualne. Natrafia się zatem na ból lub ta przyjaźń przekształca się w relację romantyczną z happy enem lub totalną kraksą, niestety też przyjaźni, do której raczej nie ma powrotu z połamanym sercem. Nawet jeśli! przyjaźń damsko – męska posiada solidne fundamenty i brakowało w niej jakichkolwiek wycieczek emocjonalno – romantyczno – erotycznych, to dochodzi do zderzenia z zazdrością partnera życiowego naszego przyjaciela, przyjaciółki i … szach mat, życie! Pamiętam do dziś jak mój NAJLEPSZY przyjaciel, na określonym etapie naszej fantastycznej relacji wypowiedział kluczowe zdanie, które niestety zignorowałam: Be! Pamiętaj, że moje serce musi być sługą. Bardzo żałuję, że nie wzięłam sobie wówczas tego zdania do serca, do mózgu i wszędzie gdzie się dało! Chyba wówczas też, nie zrozumiałam powagi tych słów. W efekcie własnego ignoranctwa i zapewne innych czynników jakie torpedowały wówczas moją osobę i życie (był to ciężki czas) straciłam genialnego przyjaciela i naraziłam nas obojga na cierpienie. Nie tylko nas, Jego partnerkę też. A szkoda! bo jest okrutnie wartościową kobietą i materiałem na kobiecą przyjaźń.
Mój facet, moim najlepszym przyjacielem? N i e. Marcin, to najbliższa mi osoba na świecie, moja rodzina, mój ulubiony człowiek wszechczasów, mój powiernik i doradca. Mamy też wspólne pasje i dość znacznie pokrywającą się energię życiową. Potrafimy rozmawiać i zatracać się w naszych rozmowach aż brutalnie przerywa nam świt! Rozumiemy się bez słów, bezbłędnie odczytujemy mikrogetykulację (stworzyłam chyba nowe słowo). On jest kimś, kto widzi moje nieokiełznanie, wariactwo i nadal mnie lubi! Przelotnym spojrzeniem potrafimy przekazać sobie miliony liter i słów. Mamy poczucie humoru, jakże! najeżone wspólnymi momentami, które pojmujemy wyłącznie my sami. Te wspomnienia są nasze, unikatowe i niepowtarzalne, niezmiennie nas rozśmieszają. Zaliczyliśmy niejeden kryzys i trudny czas. Nikt inny, nie potrafi mnie tak wysztorcować do pionu jak On. Konkretnie chwycić za pysk i wykopać ze mnie to męczące ‚boję się’. Dzięki temu/Jemu nauczyłam się jeździć na nartach, nadal się uczę! Przede mną kajtserfing! I tak! Bez najmniejszych wątpliwości wybrałabym się z nim w podróż życia, na kraniec świata i dalej.
A mimo to i według mnie! będę twierdzić z uporem, iż przyjaźń zdecydowanie dewastuje, te pociągające, a może bardziej…intrygujące? niedopowiedzenia między dwójką zakochanych, kochających się osób. Przyjaźń stoi dla mnie w opozycji, do tej szalonej tajemnicy i tego właśnie skrawka, którego nie podajemy ordynarnie na tacy, co czynimy w przyjaźni i jest to wówczas naturalne, fundamentalne – absolutna szczerość. Partner, kochanek powinien odkrywać nieznane lądy w tych pokładach miłości. I tak można do kresu ! Zasoby ludzkie są nieograniczone. Intrygowanie ukochanej osoby, zwłaszcza po wielu latach związku, wspólnego życia, to najlepsza motywacja dla jego właściwej temperatury. I oczywiście, w relacji romantycznej, w tymże związku, małżeństwie bywają odpływy i przypływy. W przyjaźni nie ma przestrzeni na napięcie erotyczne, które powinno wspaniale i regularnie eksplodować w miłości. W mojej głowie, na zawsze pozostały słowa mojego mądrego kolegi: najgorsze, to usłyszeć od swojej kobiety, że jest się jej najlepszym przyjacielem. Wiesz jaki jest seks z najlepszym przyjacielem? W jego spojrzeniu, oddechu i całej postawie była zawarta odpowiedź. Ja osobiście nie chce być w związku z sympatycznym przyjacielem tylko z samcem alfa. Postawa partnera powinna z pewnością odpowiadać naszym potrzebom, a związek nie powinien być oparty wyłącznie na przyjacielskiej relacji lub namiętności. Balans.
A moja pacjentka stwierdziła, z pełną świadomością, że… przyjaźń to jedna wielka bujda na resorach! Zwyczajnie nie istnieje! Istnieje za to kurestwo i skurwysyństwo! Moja definicja przyjaźni, to błędne myślenie oparte na złudzeniu i naiwności, którego największym zagrożeniem jest szczerość. Występuje dość często wśród marzycieli i spragnionych dobra. W większości kończy się trwałym uszczerbkiem na zdrowiu i kalectwem emocjonalnym. Ta definicja jest bardzo brutalna i dosadna, ale stworzona w bólu, właśnie odrzucenia i odcięcia przez przyjaciela. Znam ten ból, bardzo znam. Za bardzo! Osobiście uważam, że autentyczni przyjaciele pozostali przy mnie gdy dotarłam do naprawdę i po prostu fajnego czasu w moim życiu (wreszcie!). Czekałam na niego jak na mesjasza. Podróbki jawiły się w trudnych chwilach z fałszywą solidarnością na ustach, nie w dłoniach. A moje trudy, cierpienie stanowiło chyba pociechę dla ich marnego życia.
Skomentuj