Czytałam ostatnio porywającą książkę, jak zapewne wielu z Was. Jest to pierwsza pozycja od dłuższego czasu jaką przeczytałam w całości (za jednym zamachem/nie na raty). Siedziałam, czytałam i kreśliłam po niej zaciekle 🙂 Napisała ją Glennon Doyle, aktywistka, przywódczyni, której głos poprawia świat po kretynach. Oczywiście zachęcam do połknięcia książki o nie traceniu siebie.

Czy za nasze następne życie zawsze zapłacimy obecnym? Pierwsza myśl… nieee, ale po chwili refleksji przyznaję, że coś w tym jest. Niezależnie czy mówimy o przeprowadzce na drugi koniec świata, kraju czy regionu, o zmianie pracy, debiucie rodzicielskim lub definitywnym rozstaniu z partnerem coś umiera bezpowrotnie aby mogło urodzić się nowe. I myślę, że właśnie stąd wyrasta i kształtuje się temat odwagi, bo… każdy ma tyle, na ile się odważy. Na miłość, wolność, rodzinę, na zakończenie i zupełnie świeży początek, na awans, na przeprowadzkę, na skok ze spadochronem, na szczerość, na prawdę. Kto się odważył ten wie ile trzeba odwagi, siły, konsekwencji aby wykonać pierwszy krok ku zmianie. Czy zawsze są śmiertelne ofiary nowego? Może nie zawsze ze skutkiem śmiertelnym, ale są. I tu można zadać kolejne pytanie: czym jest odwaga? No! ona z pewnością nie pyta aprobaty społecznej o zgodę na siebie i co jest odważne?! To czasownik. Jak miłość. To się robi. Masz pragnienie? To zerwij to zakazane, pieprzone jabłko! i niech płonie…

Ukłucia… to kolejna myśl autorki Nieposkromionej, która mnie akurat wzruszyła (naprawdę nie pamiętam abym kiedykolwiek uroniła łzę nad książką). Ukłucie kojarzy mi się z czymś średnio przyjemnym, bolesnym,  czego powinnam unikać. Tymczasem dowiedziałam się, zgodziłam w pełni, iż wewnątrz ukłucia jakiego doświadczam (zazdrości, rozczarowania, lęku, odrzucenia) znajduje się ja sama. Ukłucie to miejsce spotkania, to ekskluzywny klub dla (znów!) odważnych. Ukłucie nigdy nie ostrzega: to się skończy, więc spierdalaj póki możesz! Mówi: to się skończy, więc zostań. No trzeba mieć siłę, odwagę aby zostać i unieść, to co w naszym życiu najpiękniejsze, ale i koszmarnie trudne. Kiedy mierzymy się z miłością, a jesteśmy już tak surowo poranieni, najłatwiej jest trzasnąć drzwiami i uciec, oddalić się. To klasyczny skrót. Czujemy wówczas całą sobą, że w tym drugim człowieku jestem kompletny. Wyciągamy dłoń i nagle pojawia się… ukłucie, że przecież on może mnie rozczarować, odrzucić i kiedyś umrze a ja? Ja będę musiała/musiał poradzić sobie z osobistą tragedią. Tak, to prawda i dlatego warto pozostać, być żywym.

Co za ogromny ciężar dla dzieci do udźwignięcia – wiedzieć, że są powodem, dla którego ich mama przestała żyć. Co za okropny ciężar dla córek do udźwignięcia – wiedzieć, że jeśli postanowią zostatać matkami, to będzie też ich los.  Mam dwie córki i myślę, że modelując macierzyństwo jako poświęcenie, męczeństwo, rezygnacje z siebie jako najwyższe formy miłości, tak właśnie się wydarzy. Już Jung w swoich pracach wspominał, iż nie ma większego ciężaru dla dziecka niż nieprzeżyte życie jego rodzica. Nikt nie ma prawa wymagać od nas zrezygnowania z siebie, z własnych marzeń, ze szczęścia i rozwoju, z dojrzałej/dobrej miłości – dziecko też nie ma takiego prawa. Moje dziecko nie potrzebuje, bym je ocaliła. Moje dziecko potrzebuje popatrzeć, jak ocalam siebie.

Jestem dorosłą kobietą, robię co zechcę. Miałam odwagę spalić do cna, co nie jest wystarczająco prawdziwe i zacząć budować to, co takie jest. Za moje decyzje nie czekała mnie krwawa łaźnia, przynajmniej nie wprost. Ludzie mieli, mają i będą mieć masę pytań i odczuć, wiem. Niektórzy zapytali, zapytają z podziwem, inni skomentują wprost, za plecami lub ukryci za monitorem własnej komórki z pogardą. Jestem gotowa stracić to, co wymaga ode mnie ukrywania, rezygnowania z jakiejkolwiek części mnie samej. Witaj na świecie Be!

Wyspa. Usiądź z osobą, z którą budujesz wyspę i zdecydujecie z szacunkiem i zamysłem, co chcecie na niej mieć, a czego nie. Nie decydujcie, KOGO nie wpuścicie na wyspę, ale CZEGO bezdyskusyjnie n niej nie chcecie. Nie opuszczajcie mostu dla niczego poza tym, co postanowiliście wpuszczać na swoją wyspę, niezależnie od tego kto z tym przybywa. Wstęp dla miłości, szacunku, komunikacji.

Światu było łatwiej lubić mnie cierpiącą, samotną aniżeli szczęśliwą, spełnioną i radosną. Kim ona do cholery, myśli że jest? Słyszę to agresywne pytanie ludzi z przeszłości, którzy nic o mnie dziś nie wiedzą, nie znają mnie i mojej wyspy. A powiem wam 🙂 Wiem, że jestem pieprzonym gepardem…

 

 

Opublikuj: