Listopad bezkompromisowo ściele się śmiercią w moim gabinecie. Przydreptał nieproszony, w większości nielubiany/niepożądany i… przyniósł nieopisaną stratę, która na dodatek ma zbyt młode rysy twarzy i samobójczy wymiar. Nie istnieją słowa pocieszenia dla osób, które dowiadują się o nagłej śmierci bliskiej, ukochanej osoby. Nie w tym momencie. Myślę, że w tych pierwszych klatkach dramatycznej sytuacji, paradoksalnie pomaga szok, który odrętwia umysł. Sporo osób zareaguje kompletnym zamrożeniem emocjonalnym (reakcja obronna), doświadczy przenikliwej pustki, ale możemy także/przecież! napotkać dokładnie! w tym samym momencie! emocjonalną eksplozję, dostrzec rozpacz i pokłady wściekłej niezgody na zastaną rzeczywistość, w której ojciec, brat, przyjaciel, człowiek postanowił zakończyć własne życie.