Jakiś czas temu dotknęłam fascynującej ulgi w moim życiu, a to za sprawą rozmowy, rozmów, rozmówek! jakie od wielu miesięcy prowadzę z Olą, moją mistrzynią jogi. Co mi przyniosło wspomnianą ulgę? Świadomość, że jeśli uważam, że obrałam w życiu jakiś kierunek, uważam, że mam do tego prawo i nade wszystko! uważam, że mam rację… jest czymś wystarczającym. Nie potrzeba mi aprobaty społecznej, opowiadania wszem i wobec dlaczego podjęłam taką a nie inną decyzję. Czyż nie wystarczy świadomość posiadania własnego przekonania, które uważam za słuszne, świadomość posiadania racji?