Krótką chwilę zastanawiałam się czy napisać o roszczeniowych pacjentach po prostu i wprost. Czy to nie jest zbyt ordynarne? Trochę tak, ale… szczerze, to posiadam takowy folder w moim ajfonie więc dlaczego nie? Skoro taki utworzyłam na pulpicie  i posiadam. Do tego, uzupełniam go (od czasu, do czasu) osobami, które w sposób ordynarny próbują przekroczyć moje granice. Będzie wiec o najbardziej wymagających sytuacjach w mojej pracy zawodowej. Nie miały i nie mają one nic wspólnego z treścią sesji terapeutycznej. Nie przechodziły koło problemów z jakimi zgłasza do mnie pacjentka lub pacjent. Ich zasięg, ich kaliber nie miał i nie ma tu nic do rzeczy.

W trakcie czteroletnich studiów podyplomowych w Szkole Psychoterapii Poznawczo – Behawioralnej sporo razy pochylałam się nad pytaniem: co jest dla mnie najbardziej obciążające we własnej aktywności zawodowej?  Nigdy nie była to osoba w trakcie terapii czy sam proces terapeutyczny. Nigdy nie obciążał mnie (w sposób przekraczający moje granice) zakres problemów z jakimi mierzy się człowiek – mój pacjent. Nie dojeżdżały mnie też własne błędy terapii,  które potrafię wychwycić i przyznać się do nich, przeprosić i skorygować jeśli pacjent jest otwarty na dalszą współpracę (pozdrawiam superwizję). Jestem tylko i aż człowiekiem z krwi i kości. Mylę się. Podnoszę. Poprawiam. Staram się.

Co wiec jest najtrudniejsze w mojej pracy zawodowej? W relacji na kontinuum psychoterapeuta – pacjent? Oczekiwania pacjenta, a tak naprawdę potencjalnego pacjenta. Oczekiwania wobec mnie – specjalisty. Oczekiwania wobec procesu psychoterapii, przed którym przyszły pacjent staje. I żeby było klarowne – doskonale pojmuje, iż każdy ma prawo posiadać własne oczekiwania, snuć wizje na temat relacji psychoterapeuta – pacjent. Posiadać osobiste wyobrażenia jak ona wyglada i jak się kształtuje. Najbardziej wymagający dla mnie jako terapeuty jest moment, w którym naturalne oczekiwania przekształcają się w roszczenia. Tymczasem odrobina, garstka i minimum serdeczności działają cuda i wydobywają nieodległy czasowo termin na sesję terapeutyczną spod lodu i głazów narzutowych.

W moim doświadczeniu, roszczeniowi pacjenci, dają pokaz mniemania o sobie już w prologu podróży terapeutycznej. Nawet w pierwszym, że tak powiem organizacyjnym kontakcie. Próbują szturmować mą zawodową granicę, ale i przestrzeń osobistą. Niezadowolenie od samego progu. Pozostaje dla mnie fascynującym zjawiskiem roszczeniowość, która opiera się na zupełnym braku szacunku oraz poszanowaniu granic wobec osoby, u której poszukuje się wsparcia, pomocy, informacji.  I żeby było jasne, doskonale pojmuje jaką dozę cierpliwości wymaga człowiek, który poszukuje pomocy psychologicznej, psychoterapeutycznej. Posiadam naprawdę spory zakres wyrozumiałości dla spektrum zaburzeń jakie mogą zawitać wraz z danym człowiekiem w progu mojego gabinetu. Posiadam jednak własne granice i nie zamierzam ich odcinać w imię dobrej atmosfery.

Moi koledzy i koleżanki po fachu nierzadko mierzą się z opisanym powyżej zjawiskiem. Roszczeniowości wobec psychoterapeuty na poziomie pierwszego kontaktu, budowania przymierza terapeutycznego, poznawania się, ustalania terminów i zasad takiego kontaktu terapeutycznego. Już tam może i wyłania się przekonanie pacjenta, że psychoterapeuta będzie funkcjonował na jego zasadach, bo zjawia się prywatnie, bo zjawia się odpłatnie. Zatem żąda i nie toleruje odmowy, nie wspominając o błędzie, który oczywiście może wkraść się, do chociażby grafiku psychologa. Konsekwencje asertywności i trzymania granic przez terapeutę bywają srogie. Ta asertywność nierzadko bywa mylona z brakiem profesjonalizmu po stronie psychoterapeuty.

Co powiedzieć potencjalnemu pacjentowi, któremu nie podobają się godziny przyjęć, jakiekolwiek zmiany, które rzadko aczkolwiek pojawiają się w grafiku pracy terapeuty, z przyczyn niezależnych od niego (terapeuta też człowiek). Jak zachować się wobec pacjenta, który od pierwszego kontaktu bardzo dużo kwestionuje, probuje przejmować kontrolę nad specjalistą i jego pracą, bezpardonowo podważa kompetencje, metody stosowane przez psychoterapeutę, stawia nierealistyczne wymagania? Jak zachować się wobec ‚wymagacza‚? Cóż. Uważam, iż nie należy wdawać się w rozwlekle dyskusje. Nie odpowiadać agresją na agresję, bo z pewnością nie obniżymy już rozlanej, raczej natężymy jej zasięgi. Psychoterapia to wyjątkowy i transformujący  proces, obejmuje ona dwie osoby zaangażowane w relacje terapeutyczną. To specyficzne środowisko tworzy wyjątkowa dynamikę i relację. Granice pojawiają się wszędzie tam, gdzie pojawia się relacja z drugim człowiekiem, ba, nawet pójdę dalej! granice pojawiają się tam, gdzie pojawia się po prostu człowiek. Jeśli terapeuta już w pierwszym kontakcie spotyka się z brakiem szacunku, z forsowaniem granicy poprzez roszczeniowość, to jak to wpływa na dalszy proces i relację terapeutyczną? Źle. I co dalej? Ja sama,  już w tym momencie (w progu roszczenia i braku szacunku) nie przewiduję dalszej współpracy. Zachęcam do poszukiwania innego psychoterapeuty i życzę lepszej, dobrej energii w przyszłej współpracy. Energia nie ma tu nic do rzeczy!  – usłyszałam. Owszem ma! To sprawa fundamentalna w pracy terapeutycznej. Znam się na tym.

Specyfika zawodu z jakim się związałam, niemal dwadzieścia lat temu, zakłada w sposób słuszny i naturalny, iż w relacji na kontinuum pacjent – psychoterapeuta kwestią fundamentalną,  jest szacunek. Działa to absolutnie! w obie strony. Już pierwszy kontakt z potencjalnym pacjentem, ale przede wszystkim drugim człowiekiem opiera się na energii, która po prostu musi być dobra, budująca zaufanie, poczucie bezpieczeństwa. Obopólne, dobre flow, to kwintesencja przymierza terapeutycznego, któremu można i warto zawierzyć.

I jeszcze o agresji werbalnej jak rozlewa się na obszarze socjalmediow. Tam to dopiero odkrywamy i poznajemy nowe imię nienawiści: HEJT.  Człowiek wchodzi sobie na fejsbuka, wkracza do grupy, pod roboczym tytułem: psychologia. Czy znajduje tam ważne dla niego informacje? Jakieś istotne fora, panele dyskusyjne, adresy, opinie innych ludzi, które opierają się na prawdzie, na zastanej rzeczywistości? Nie. Zastaje tam agresywne wpisy, podobne im komentarze, które mnożą hejt. Ogląda nienawiść wobec różnych psychologów (oczywiście istnieją inne grupy typu: ginekologia). Obserwują istny lincz na terapeucie/terapeutach, który nie ma nawet świadomości ile paragrafów kodeksu karnego mógłby tu wykorzystać celem samoobrony swojego imienia i dorobku zawodowego. Cyfrowi cwaniacy dają upust zmasowanej frustracji. Klawiatur pan rozsiewa garść nienawiści, to tu, to tam. Lekko i swobodnie, bezkarnie. Na grupie psychologia! Czy człowiek, który poszukuje informacji na temat psychologii, psychoterapii, szukający wsparcia sięgnie po nie, znajdzie swojego psychologa po takiej dawce hejtu, brutalnego podważania kompetencji specjalistów z tej branży? Nie sądze. Wielu zaprzestanie researchu i osiądzie w samotności, a nie we wsparciu terapeutycznym. Bo może konkretny psychoterapeuta ma i dobre opinie, ale jest też mordercą. Tak mówią mistrzowie klawiatur na fjejsbuku.

Przeglądając  zmasowany atak na moją już konkretnie osobę (nie polecam nawet zaglądania do tego szamba), widzę, iż odpala go pacjent, będący niegdyś u mnie na epizodycznej konsultacji. Reaguje brakiem zaskoczenia. Pacjent mnie nie zaskoczył.  Rozwijam kilkadziesiąt komentarzy wtórujących i nakręcających takiego pacjenta i jego mowę nienawiści wobec mnie. Reaguje zaskoczeniem wobec efektu lawiny, która jest dojmująco bezkarna i potężna. Ten sam człowiek, ten właśnie pacjent nie ma odwagi spojrzeć mi w oczy gdy mija mnie na ulicy. Milczy i patrzy na swoje buty. Mimo, że ja nie atakuje. Chciałam pomóc. Czytam, przewijam ten hejt i  podsumowuję: to nie o mnie. To o was…

Cyfrowa społeczność a w niej zdecydowanie odważniejszy pacjent (ukryty za monitorem) zatracają wiele norm społecznych, które spajają grupy funkcjonujące w świecie rzeczywistym. Nowych, konstruktywnych norm kulturowych, prawnych, społecznych, które mogłyby zastąpić te odziedziczone ze świata analogowego na razie nie ma. Dziś jesteśmy świadkami cyfrowego eldorado, gdzie dozwolone jest to, co anonimowy internauta uważa za słuszne i daje mu wolność, a złe jest to, co w jakikolwiek sposób go ogranicza. Tego rodzaju mentalność powoduje, że nieskrępowane wyrażanie wrogości czy agresji jako metody komunikowania się z ludźmi w sieci staje się wszędobylskie i akceptowane. Sieć przesuwa granice dozwolonych zachowań, sprzyja formułowaniu kategorycznych i radykalnych sądów na temat innych osób.

Największe predyspozycje do przejawiania zachowań patologicznych w internecie wykazują osoby agresywne oraz nieśmiałe, które w bezpośrednim kontakcie opuszczają wzrok i sznurują usta. Korci Cię aby oddać hejterowi? Kusi Cię aby wejść w ten bełkot? Nie warto. Nie warto nawet tego czytać dogłębnie. Przemoc to najsłabsza z kart. I do mojej talii pasuje jak żart (za Dawidem Podsiadło).

 

 

 

Opublikuj: