Nowy związek kobiety lub mężczyzny, którzy posiadają dzieci/dziecko z poprzedniego związku bywa, i to nierzadko, kojarzony z czymś wymagającym i trudnym. Nie zapominajmy, że to przede wszystkim niezwykła szansa dla rodzica, który staje przed możliwością tworzenia, budowania wartościowej relacji. Przecież każdy ma do niej prawo. To bezdyskusyjne. Zdrowa, dobra relacja to źródło siły, wsparcia w codzienności, także w wychowaniu dzieci. Właśnie dzieci stają w obliczu poznania nowej osoby, która przecież może je wiele nauczyć, a także stanowić wsparcie w codziennym funkcjonowaniu. Rodzic w nowym związku stereotypowo bywa kojarzony jako problematyczne zjawisko. Niesłusznie.
Nowy partner, który wkracza do systemu rodzinnego, nie powinien kolidować z czasem, który dzieci spędzały i spędzają z drugim rodzicem. Jakkolwiek trudna i wymagająca może być relacja z byłym partnerem – to wspólnym celem obojga biologicznych rodziców powinna być współpraca na rzecz dobra dziecka. Nierzadko bywa tak, że jedna ze stron akceptuje nowego partnera swojego „eks” i stawia na poprawne kontakty z zachowaniem cierpliwości i wyrozumiałości. Druga niestety współpracuje do pewnego momentu, w którym wszystko dzieje się według jej zamysłu i potrzeb. Źródłem rozłamu i poważnych problemów staje się życie osobiste byłego partnera, które zaczyna się układać. Ten brak zrównoważenia jest bardzo szkodliwy dla rozwoju emocjonalnego każdego dziecka po rozstaniu rodziców.
Wybitnie ważne staje się unikanie (patologicznego tak naprawdę) procesu odwodzenia dziecka od relacji z drugim rodzicem biologicznym – na korzyść skupienia się wyłącznie na jednym rodzicu i zaangażowaniu dziecka wyłącznie w relacje z ojczymem lub macochą. Ileż razy jako człowiek, ale i terapeuta, obserwowałam prowokacyjne zachowanie jednego z rodziców w instytucjach (szkole, przedszkolu). Taka agresywna prowokacja miała na celu dobitne umniejszenie, a nawet poniżenie emocjonalne, wręcz „schlastanie” drugiego rodzica. Prowokacja miewa miejsce w obliczu, na przykład obchodów Dnia Matki/Ojca w przedszkolu. Jeden z rodziców przybywa na te właśnie obchody z nowym partnerem i ostentacyjnie wymaga od dziecka bolesnego ignorowania drugiego rodzica, na przykład biologicznego ojca w dzień jego święta. Po co taka agresja? Przecież dla prawidłowego rozwoju dziecka ZATRWAŻAJĄCO ISTOTNA JEST DOBRA WIĘŹ Z OBOJGIEM BIOLOGICZNYCH RODZICÓW, NAWET PO ICH ROZSTANIU.
Rodzice po katastrofie ich relacji mają pełne prawo ułożyć sobie życie osobiste i życie w ogóle. Nie tylko jeden z nich. Oboje. Zajmuje to trochę czasu. Nie ma nic złego w poszukiwaniu szczęścia życiowego, stabilizacji, miłości i nowego początku relacyjnego. Nic, co w ludzkim życiu najważniejsze czy najpiękniejsze nie przychodzi łatwo. Nowy partner i wprowadzenie go do rodziny to złożony proces, który może okazać się rozwojowy, ale może też (niestety) przyczynić się do pogłębienia konfliktu pomiędzy byłymi partnerami. Zaognienie sytuacji pomiędzy nimi będzie zawsze najgorszym scenariuszem dla dziecka i kruchym fundamentem pod nowy rozdział w jego życiu. Dzieciństwo może stać się samotne.
Spójrzmy na to oczami kilkuletniej dziewczynki. Jeszcze wczoraj ta dziewczynka miała pełną rodzinę. I nagle to wszystko zaczął szlag trafiać. Nadal jednak mogła mieć dostępną fizycznie i psychicznie mamę oraz tatę, ale, no właśnie, jeden z rodziców zaczął jeszcze bardziej pogłębiać dziecięcą traumę przez brak szacunku do byłego partnera. Niewinną i nieśmiałą dziewczynkę dotyka niezależnie od niej bardzo trudna sytuacja. Rozpada się cały jej ukochany i bezpieczny świat. Najgorzej jeśli uraz stał się zdarzeniem przewlekłym. Dzieje się tak wówczas, gdy jeden z rodziców sięga po lojalność i wikła w ten konflikt dziecko niczym swoją własność. Odbiera tej nieśmiałej dziewczynce ramiona, bliskość, miłość i niezastąpioną obecność drugiego rodzica, który przed chwilą tulił, kochał i po porostu był zaangażowany, dostępny emocjonalnie i fizycznie. W imię czego?
Czy rodzic, który pogłębia traumę dziecięcą, ma świadomość jak ogromne rany emocjonalne zadaje własnemu dziecku? Myślę, iż ta dziewczynka doświadczyła i nadal może doświadczać głębokiej samotności. Może stawać się biegła w jej ukrywaniu. Motywowana poczuciem winy, wstydem. Te odczucia z pewnością zachęcają do zakładania maski w postaci toksycznej pozytywności życiowej. Bardzo ciężko jest pomóc dziecku, które pieczołowicie ukrywa się pod powierzchnią, że przecież u niego wszystko jest dobrze i nawet super! Niewykonalna okazuje się próba wyciągnięcia pomocnej dłoni do tego zranionego dziecka, do tej dorastającej nastolatki, do młodej, dorosłej kobiety, która rzadko komunikuje własne potrzeby i niemal nigdy nie ujawnia tych szczerych i prawdziwych stanów emocjonalnych. Samotność wyziera z dziewczynki, nastolatki, kobiety każdym skrawkiem jej ciała. Skutecznie odbijana od grubej, szczelnej i toksycznej fasady, która na zewnątrz ma reprezentować wyłącznie to co pozytywne – nawet jak fałszywe.
Boje się o los tej pozamykanej dziewczynki (emocjonalnie zatrzaśniętej na cztery spusty). Jej dzieciństwo ze szczęśliwego przekształciło się w traumatyczne i ta trauma dzieciństwa może się wiązać z różnymi zaburzeniami – z lękiem, z depresją, złożonym zespołem stresu pourazowego i ryzykiem pojawienia się zaburzeń osobowości. Te zaburzenia mogą kiepsko wpływać na jej kontakty z innymi. Może czuć się potrzebna tylko wówczas, gdy będzie pomocną, naprawiającą i ratującą, a potrzeby innych zawsze postawi ponad swoje.
Jak uratować tę dziewczynkę? Na pierwszy rzut oka obserwatorzy pytają: dlaczego nie walczysz o swoje dziecko? Dlaczego nie zmienisz tej sytuacji? Mogą dostrzegać w kobiecie kiepską matkę, która porzuciła swoje dziecko. Jawi im się tu egoistka, która wręcz niszczy własne dziecko, skandalistka, niedobry człowiek i fatalny rodzic. Oto mamy gotową i jaskrawą etykietę. Jeśli ktoś znajdzie czas i przyjrzy się bliżej traumie dzieciństwa jakiej doświadcza dziewczynka, to na drugi rzut oka dostrzeże, że zmiana i misja ratunkowa nie jest łatwa do zrealizowania. Nie da się rozstrzygnąć na ten pierwszy rzut oka dlaczego dziewczynka odrzuca rodzica (przyjmijmy tu dla przejrzystości, że swoją matkę). Czy faktycznie kobieta ją skrzywdziła i tak bardzo zraziła do siebie, a odrzucenie jest wówczas uzasadnione? A może matka jest ofiarą izolacji rodzicielskiej?
Diagnostyka staje się tu kluczowa, tym bardziej, że polskie prawo nie jest dobrze przygotowane na reagowanie przeciwko stosowaniu alienacji rodzicielskiej. Nie jest jednak też bezsilne w takich sytuacjach. Jaka więc diagnoza? Istnieje model czterech czynników. Muszą one być spełnione, aby odróżnić dziecko, które faktycznie jest ofiarą przemocy, od dziecka alienowanego. Czy takie rozróżnienie ma w ogóle sens? Kolosalny. Chodzi o proces leczenia, który będzie zasadniczo inny w przypadku dziecka, które odrzuca rodzica, bo faktycznie się do niego zraziło. Tu najlepsza byłaby terapia przemocy gdzie rodzic i dziecko są razem w procesie terapeutycznym (współpracują) i uznaje się zasadność negatywnego postrzegania rodzica przez dziecko. Rodzic próbuje tu zmieniać swoje postawy i zachowania. W terapii alienacji negatywne postrzeganie rodzica przez dziecko jest uznawane za nieuzasadnione, wypaczone. Tu warto i należy kwestionować zdeformowany i negatywny obraz rodzica w odpowiedni i bezpieczny sposób, który wspomaga dziecko w rozpoczęciu postrzegania rodzica w sposób adekwatny – jako kochającego, bezpiecznego i dostępnego. Normalnego.
Pierwszym czynnikiem jest obecność pozytywnej relacji między dzieckiem a rodzicem w przeszłości. Co oznacza, że niegdyś wady rodzica, które posiadał, nie przeszkadzały dziecku w posiadaniu bliskiej relacji z nim opartej na miłości i przywiązaniu. Drugim czynnikiem jest brak przemocy czy zaniedbania. I tu, trzymając się wytycznych, nie ma możliwości, żeby pomylić dziecko doświadczające przemocy z dzieckiem alienowanym. Można zatem być przez własne dziecko odrzucanym, ale kiedyś było się dla niego normalnym rodzicem. Należy solidnie kierować procesem diagnostycznym, bo nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której realny oprawca własnego dziecka zostanie uznany za ofiarę alienacji. Tu dochodzimy do trzeciego czynnika, czyli alienatora wykorzystującego podstawowe strategie alienacji rodzicielskiej. Należy się tu obiektywnie upewniać, że drugi rodzic robił rzeczy, które doprowadziły do izolacji dziecka. Czwarty czynnik to samo dziecko, które zachowuje się jak ofiara alienacji. Tutaj rysuje się repertuar kilku zachowań, które pozwalają odróżnić dzieci alienowane od niealienowanych. Warto tu zaznaczyć, iż dzieci, które doświadczyły realnej przemocy ze strony rodzica, nie traktują swoich oprawców w sposób w jaki alienowane dzieci traktują swoich rodziców. Jaki repertuar zachowań manifestuje alienację?
- Kampania oczerniania, którą warto analizować pod kątem przeszłości, tego co tu i teraz i przyszłości. Poproś więc alienowane dziecko o dobre wspomnienie jakie ma z rodzicem, którego odrzuca. Zapytaj alienowane dziecko aby opowiedziało o swojej mamie. Niech spróbuje sobie przypomnieć miłe wspomnienie, do którego powraca. Pokażcie mu te wszystkie zdjęcia, na których świetnie bawi się ze swoją mamą. Pamiętam jak pokazywałam małej pacjentce kilka takich właśnie fotografii i nieustannie zderzałam się ze słowami: nie mam miłych wspomnień, ona tylko mnie urodziła, na tych zdjęciach udawałam i zmuszała mnie do tych zdjęć, chciała je mieć tylko na Instagram. Miałam wtedy silne wrażenie, że ta dziewczynka wymazała przeszłość. Zdarza się, że alienator powtarza: mama była dobrą mamą do momentu kiedy... Dziecko potrafi być tak wmanewrowane, że po prostu zaprzecza jakimkolwiek dobrym chwilom z rodzicem, ze swoją mamą, jakie miały miejsce. To przeszłość. Jak kształtuje się teraźniejszość? Wrogo, często arogancko, ignorancko i raczej niemiło dla odrzucanego rodzica. Jeśli ktoś zwraca się do alienowanego dziecka w sposób: wydaje mi się, że miałeś dobrą relację z mamą; co mama może zrobić aby naprawić waszą relację, czy jest jakiś sposób? Zazwyczaj odpowie, iż nie wyobraża sobie zmiany i ochoczo podzieli się kampanią oczerniania jednego rodzica.
- Absurdalne i raczej błahe powody mające wytłumaczyć brak rodzica w życiu dziecka, które ono podaje. Zazwyczaj są one przede wszystkim dysproporcjonalne do zażaleń. Przykład z życia? Nie cierpię mojego ojca, bo ciągle tylko robi zdjęcia i chodzi za dużo do fryzjera, za dużo czasu spędza w łazience! To przecież Narcyz!
- Brak ambiwalencji. Alienowane dzieci postrzegają jednego rodzica jako idealnego – drugiego natomiast jako zło wcielone. Bardzo trudno jest skrytykować alienatora w postrzeganiu dziecka. Tymczasem właśnie ambiwalencja to jedna z funkcji naszego ludzkiego mózgu. Posiadamy mieszane uczucia wobec ludzi i ich postaw czy zachowań. Tak naprawdę im bardziej kogoś kochamy i nam na kimś zależy, tym bardziej prawdopodobne, że pojawią się mieszane, czasem nawet skrajne odczucia, bo może nas rozczarować to, co bywa głęboko ludzkie. Wysoce nienaturalne dla dziecka jest więc postrzeganie jednego rodzica jako bohatera, a drugiego jako oprawcę.
- Brak wyrzutów sumienia i beznadziejne traktowanie rodzica. To zdecydowanie coś, co najbardziej rani w postawie izolowanego dziecka. Bez naukowej definicji alienacji można powiedzieć, że występuje ona wówczas, kiedy jeden z rodziców pozwala dziecku złamać drugiemu rodzicowi serce. Miałam (nie raz, nie dwa) wrażenie, że izolowane dziecko zostało wyssane z emocji wobec jednego rodzica. To co najbardziej bolesne to nawet nie odcięcie od swojego dziecka, ale to, że jest się dla niego zupełnie nieważnym.
- Niezależny myśliciel w osobie dziecka, które robi wszystko aby chronić alienatora. W pewnym momencie do dziecka zaczynają docierać przekonania innych ludzi, że alienujący go rodzic czyni mu pranie mózgu, czy jakkolwiek to nazywają. Zaczyna wówczas mowę: to nie ma nic wspólnego z tatą, tu chodzi o mnie, to ja na to wpadłem, ja to wymyśliłem i to ja tak uważam. To wszystko wychodzi ze mnie.
- Zapożyczone scenariusze czyli powtarzanie przez dziecko słów, pomysłów i wierzeń, które wypływają od alienatora. Dziecko oczywiście może i tu wierzyć, że to jego pomysły i inicjatywa, mimo iż nierzadko nawet nie rozumie znaczenia tych słów, którymi się posługuje w danym momencie i nie potrafi wytłumaczyć swojego zachowania lub podać konkretnych przykładów. Padają słowa: Jezu mamo, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nigdy nie będę chciała wrócić do ciebie. Dlaczego? Oczywiście pytamy i otrzymujemy zazwyczaj niedorzeczną odpowiedź: bo chcę mieć dobre dzieciństwo. Dzieci po prostu tak nie mówią, nie myślą.
- Odruchowe wspieranie alienatora. Ktoś kiedyś słusznie zauważył i stwierdził, że alienatorzy są arcymistrzami zła. Odnajdują liczne pola manewru w wyrokach sądu, nie przepuszczają żadnej okazji, wykorzystują wszystko co się tylko nawinie przeciwko drugiemu rodzicowi. Głusi na dialog, na ból drugiej strony w tym konflikcie. Nieważne jakie absurdy wytworzą. A dzieci zawsze biorą stronę alienatora w każdym konflikcie między rodzicami. Gdy pokazujesz namacalne dowody na niewłaściwy tok myślenia alienatora – nie mają one dla dziecka żadnego znaczenia. Alienator ma zawsze rację. Kropka. Pamiętam jak słyszałam od pewnego chłopca, że jego mama jest miernym rodzicem, bo kupuje sobie sukienki i maluje paznokcie, a także spotyka się z ludźmi. Tak przyjął alienator i dziecko to szybko zapożyczyło.
- Rozprzestrzenianie urazy. Rozpoczęta kampania oczerniania przeciwko rodzicowi poszerza się na rodzinę, na znajomych czy sąsiadów, nauczycieli w szkole, itp. W praktyce zawodowej spotykam się z brutalnymi komentarzami jakie nadciągają z otoczenia do ofiary alienacji rodzicielskiej: „niszczysz własne dziecko”, „dobrze ci tak”, „karma wraca!” czy „przecież zasłużyłaś sobie”. Większość ludzi nie czyni jednak bezmyślnej i krwawej rzeźni odrzucanemu rodzicowi. Raczej pytają co się stało i co się dzieje, czy coś się zmienia w tej skomplikowanej relacji. To dojrzałe. Niestety nagminnie powtarza się sytuacja, w której każdy, kto powiedział o odrzucanym rodzicu coś dobrego, został automatycznie odcięty przez alienowane dziecko.
Do czego doprowadza alienacja rodzicielska?
Żadne z dorosłych dzieci będących ofiarami alienacji rodzicielskiej nie powie: to nie było nic takiego. Przyzwyczaiłem się. NIE, NIE i jeszcze raz NIE. To tak nigdy nie wyglada. Dorosłe dziecko, które były izolowane od jednego rodzica mówi za to coś innego. Mówi jak dogłębnie to wpłynęło na jego postrzeganie samego siebie, postrzeganie świata zewnetrznego, relacje z innymi ludźmi. Jak ciężko było odejść od alienatora, który tłumił i zakłócał jego rozwój. Chciał jego absolutnej, totalnej zależności i to wpływało ogromnie na zdolność do bycia samowystarczalnym, samodzielnym już w dorosłym funkcjonowaniu. Istnieje tu potężne zagrożenie depresją. Można dostrzec nadciągające niczym gradowe chmury zaburzenia lękowe i głębokie rysy na osobowości.
To jak z członkami sekty. Dostrzegacie podobieństwo? Kiedy zassamy do niej bezbronnego nastolatka, na kilka – kilkanaście lat, to kto z niej wyjdzie i jakimi kompetencjami życiowymi będzie dysponować? Marnymi. Nie zdobędzie umiejętności krytycznego myślenia, a co za tym idzie konstruktywnego radzenia sobie z konfliktami, które należy przecież rozwiązywać. Nie będzie prawidłowo pojmował i unosił własnych granic oraz granic innych ludzi. Pisząc to myślę o mojej przyjaciółce z dzieciństwa, która musiała uciec przed swoim alienatorem do innego kraju. Do dziś mierzy się z zaburzeniami lękowymi i niską samooceną. Myślę. że przez matkę nie wierzy w swój potencjał jaki posiada. A posiada. Ma także wspaniałą rodzinę od kilkunastu lat, którą tworzyła od zdrowych i prawidłowych fundamentów. To niezaprzeczalnie wyraz Jej ogromnej siły, mądrości i ciężkiej pracy, także nad sobą. Brawo Agnieszko! B R A W O! Ostatnio do mnie pisałaś o swoim oprawcy i pozwolę sobie wkleić tu Twoje słowa, bo one najlepiej oddają jak okrutnym, okropnym i paskudnym maltretowaniem psychicznym jest alienacja rodzicielska.
Powiem ci coś, pamietam jak raz jedyny mój tata zabrał mnie gdzieś za zgodą mamy, miałam może kilka lat. Przed wyjściem z nim, mama cały czas gadała, że jak będzie coś tata pytał, to mam mówić, że nie wiem, że nie pamietam i wzruszać ramionami, patrzeć w ziemię. Wróciłam z tego spotkania szczęśliwa, pamietam, że coś mi kupił. A w domu… mama, obrażona na mnie. Jak ja mogłam z nim w ogóle iść?! I jeszcze cieszyć z tego spotkania! W dalszym ciągu miałam wmawiane, że tata jest zły i że mam się od niego trzymać z daleka. Byłam naprawdę nastraszona. Wierzyłam mamie. Wierzyłam, że tata jest zbrodniarzem. Nie znałam jednak zbrodni, którą popełnił. To było tylko jedno, jedyne spotkanie z nim.
A co z rodzicem, który jest ofiarą alienacji? Żyje w żalu i niekończącej się żałobie po utraconym dziecku, któremu dał kiedyś życie, o które naprawdę dbał jak umiał. Angażował się w opiekę i jego rozwój. Był uważny, wykarmił własną piersią, tulił do niej dniami i nocami. Bo chciał. Bo kochał i kocha. I to dziecko nadal żyje, nadal tu jest. Nie umarło. Każdy dzień przypomina odrzuconemu rodzicowi o tym, że córka lub syn dorasta, zmienia się i rozwija a on jest brutalnie ograbiony z możliwości towarzyszenia własnemu dziecku, które odkrywa, poznaje ten świat. Nie może go wspierać. Jest też bezsilnym świadkiem przemocy wobec własnego dziecka. Doświadcza niezaspokojonej tęsknoty i braku możliwości ochronienia swojego dziecka przed destrukcyjnymi działaniami alienatora. Jest to niesamowicie frustrujace, kiedy obserwujemy jak dziecko usycha i zamyka się w sobie pod opieką alienatora zamiast rozkwitać, poszerzać się i rozwijać.
Alienowany rodzic często zderza się z przekonaniem, że jest nieważny, nie liczy się. To nieprawda. Wierze i myślę, że alienowani rodzice mogą zaszczepić w dziecku współczucie, wybaczenie i uczciwość. Jeśli dziecko rozwinie w sobie te trzy wartości, to znacznie trudniej będzie je tak beznadziejnie izolować. Nie poddawaj się, nie zatrzymuj się.
Co można zrobić? Jeśli alienacja nie jest silna, ale umiarkowana lub łagodniejsza, to zawsze warto próbować spojrzeć na to złe zjawisko oczami dziecka, nie dorosłego. Tutaj także strategie kontaktów z izolowanym dzieckiem odda historia i słowa dorosłej dziewczyny, którą latami alienował ojciec od jej matki, która nie poddawała się i nieustannie pisała do swojej córki na WhatsAppie. Matka zadziwiała polski świat swoją postawą. Nie walczyła usilnie z ojcem swojej córki, nie wchodziła w wojnę, którą jej wypowiedział, bo ułożyła sobie życie z innym mężczyzną (niegdyś zdradzona i porzucona przez niego). Kobieta dostawała okrutne cięgi od córki, która bywała dla niej bezlitosna. Ilekroć dziecko odrzucało ją bez cienia empatii i zawahania, ona pisała, że je kocha, że na nie czeka, że zawsze mu pomoże. Świat w swym zdziwieniu, zachęcał matkę do zaprzestania okazywania dziecku miłości, bo w zamian otrzymywała bolesne odrzucenie. Należy zaznaczyć, że kobieta miała swoje życie codziennie. Dbała o nie, bo było i jest bezcenne. Potrafiła być szczęśliwa w swoim życiu, z nowym partnerem. Żyła, nie chlastała się macierzyńską rózgą. Była i jest szczęśliwa. Nie było jednak dnia aby nie pomyślała o swojej córce. Zapytałam niedawno alienowane dziecko – dorosła dziś kobietę co dla niej znaczyły wiadomości jakie otrzymywała od swojej mamy? Przecież bardzo długo i konsekwentnie pokazywała matce środkowy palec? Te wszystkie esemesy, nieodebrane połączenia od mojej mamy były dla mnie dowodem, że ona mnie kocha. Wiedziałam doskonale, że spotkanie z mamą będzie okupione wielkim poczuciem winy jakim obarczał mnie ojciec więc do spotkania dochodziło czasem raz na rok. Liczyłam więc na to napisane słowo. Czułam, że jej na mnie ciagle zależy. Mimo wszystko. Dla niej moja obojętność mogła być bardzo trudna. Była pewnie porażką. Dla mnie to się… liczyło. I dlatego właśnie warto patrzeć na alienację oczami dziecka.
Skomentuj